[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wytrzymał wreszcie i zapytał ją, skąd w niej ta bystrość i wyjątkowaczasem logiczność myślenia.  Rodzice mieli zwyczaj czytać na głos każdego wieczoru.Potem wraz z mamąprowadziłyśmy z papą dyskusję, czy autor w swych osądach miał rację czy też nie.Papazazwyczaj zwyciężał w tych sporach, ale było to bardzo podniecające i często bywałyśmydość agresywne.Z panem  zaśmiała się  nie mogłabym sobie na to pozwolić.Markiz musiał jednak mocno wysilać swą inteligencję i gdy dopłynęli do Aberdeen,przyznał, że podróż nie była dla niego przygnębiająca, lecz pobudzająca i odprężająca.Przyjemność sprawiło mu powitanie, jakie zgotowało im kilku wspaniale prezentującychsię w kiltach członków klanu, którzy przeprowadzili go wraz z Ariną do przycumowanejłodzi księcia.Kobziarz powitał ich na pokładzie  Zwycięstwem dla McDononów", aodpływającej z przystani łodzi towarzyszyły okrzyki zgromadzonych w porcie gapiów.Pierwsze spojrzenie na zamek wywołało w Alinie przestrach, natomiast markiz poczułdumę, jakiej nigdy przedtem nie przeżywał.Na całym szkockim wybrzeżu nie było równiewspaniałego zamku jak Kildonon.Zbudowany wysoko nad zatoką, oddzielony od morzaogrodami, wyglądał imponująco na tle wznoszących się ku niebu wrzosowisk.Nie tylkosam zamek z jego wieżami i wieżyczkami był piękny.Markiz zdążył już zapomnieć, jakcudowne, piękniejsze niż w jakiejkolwiek części świata, jest w tym zakątku Szkocji światło.Zdawałosię zmieniać przy najdrobniejszym ruchu chmur i w środku malującego się przed nimiobrazu zamek jarzył się niczym klejnot.Widzieli oczekujących ich tłumnie członków klanu i gdy łódz zaczęła posuwać się wzdłużdługiego drewnianego mola wychodzącego z zatoki, natrętne dzwięki kobz wypełniłypowietrze.Markiz nigdy nie przyznałby się, że odczuł w tym momencie brak tradycyjnego stroju,który odrzucił z pogardą, gdy wraz z matką opuścił Szkocję.Powitanie zgotowane przezMcDononów oraz okazany mu szacunek, wywołały w nim ponowny przypływ dumy.Gdywraz z Ariną w eskorcie czterech kobziarzy szedł przez zamkowe ogrody, zrozumiał, żewrócił do domu i został przyjęty jako przyszły naczelnik klanu.Wznosząca się pośrodku ukwieconego ogrodu fontanna wyrzucała opalizujące w słońcustrumienie wody.Potężne kamienne schody zaprowadziły ich na otoczony balustradątaras.Znalezli się przed chroniącymi wejścia od czasów średniowiecza wielkimi,nabijanymi żelaznymi gwozdziami drewnianymi drzwiami.We wnętrzu spotkali członków klanu bezpośrednio związanych z domem, którzy witalimarkiza po angielsku i po celtycku.Jednak bardziej wymowne od słów były uśmiechy i rozradowane jego widokiem oczy.Szerokimi schodami weszli na pierwsze piętro.Tam znajdowała się sala naczelnika, gdziez pewnością czekał ojciec.Markiz lekkim grymasem zareagował na myśl, że już odpierwszej chwili ojciec chce uświadomić mu jego nową pozycję i przyjąć go formalnie jakmarnotrawnego syna. Markiz Kildonon przybył, wasza miłość!  obwieścił stentorowym głosemmajordomus.Wielka sala ze ścianami obwieszonymi tarczami, starymi obosiecznymi mieczami iportretami poprzednich naczelników zrobiła na Arinie wielkie wrażenie.Przez chwilę niemogła skoncentrować się na postaci czekającego na nich w głębi sali mężczyzny.Wysokie krzesło, w którym siedział książę, wyglądało niemal jak tron.Arina czuła sięzdenerwowana i skrępowana, gdy wraz z markizem szła szpalerem ubranych w kilty,sztywno wyprężonych na ich powitanie mężczyzn.Widziała, że podobnie jak ci, którzywitali markiza na łodzi i na molo, przyglądają się jej z ciekawością.Markiz nie zdradził,kim ona jest, przedstawił ją członkom klanu tylko z imienia.Serce Ariny biło szybko i jedyną pociechą była dla niej świadomość, że doskonalewygląda.To Champkins zasugerował, aby włożyła suknię w ko- lorze głębokiego błękitu, będącego jakby odbiciem barwy morza, oraz czepeczek zobszytymi koronką skrzydełkami i główką ozdobioną maleńkimi jasnymi różyczkami.Gdy wyszła z kabiny tuż przed ich przybyciem do Aberdeen, markiz popatrzył na nią zuznaniem.Miał świadomość, że jej wygląd jest nie tylko zasługą sukni.Przez trzy dni,które spędzili na morzu, dziewczyna jadła do syta, twarz jej się wypełniła i zniknęłyobjawy zagłodzenia.Droga, którą Arina miała do przebycia u boku markiza, wydawała się nie mieć końca.Wreszcie zatrzymali się przed starym człowiekiem.Książę milczał.Przez chwilę patrzył tylko na syna spod krzaczastych brwi. Witaj w domu, Alistairze  odezwał się wreszcie głębokim, władczym głosem.Cieszę się, że cię widzę.Uniósł dłoń, a markiz przytrzymał ją, po czym wbrew zapewnieniom, że niczegopodobnego nie zrobi, na ułamek sekundy dotknął kolanem posadzki.Wiedział, że ojciecjako naczelnik klanu oczekuje od niego takiego hołdu, W czasie podróży mówił sobie, żeszlag go trafi, jeśli się poniży, teraz jednak gest ten wydał mu się naturalny. Jak się masz, panie? spytał z ręką wciąż w dłoni ojca. Wiele czasu upłynęło odchwili, gdy widzieliśmy się po raz ostatni.  Zbyt wiele!  rzucił krótko książę, po czym przenikliwe niczym u orła oczy zwrócił naArinę.Nie potrzebowała żadnych słów, by domyślić się, co książę chce wiedzieć, i przerażonawstrzymała oddech. A teraz, ojcze  rzekł markiz, a jego głos dzwięczał tak mocno, że wszyscy musieli gousłyszeć  przedstawiam ci moją żonę. Twoją żonę!  powtórzył zdumiony książę. Jesteś żonaty  rzucił ostro, zanimmarkiz zdołał cokolwiek powiedzieć. Dlaczego nikt mi o tym nie powiedział? Nasz ślub był bardzo cichy  wyjaśnił markiz. Powody podam ci pózniej.Zapadła cisza, jakby nawet książę nie wiedział, co powiedzieć.Po chwili spod bocznejściany odeszła niepostrzeżenie kobieta.Z wysoko uniesioną głową skierowała się doksięcia i stanęła przed jego krzesłem, patrząc prosto w twarz markiza.Przystojna w niecomęskim typie, miała wyraziste rysy.Kasztanowe włosy z rudawymi refleksami byłystarannie upięte pod tartanowym czepeczkiem.Na wpiętej z boku broszy markiz rozpoznałherb McNainów.Głos księcia zmienił się znacznie, choć wszelkie słowa były tu zbędne. Lady Moraig, nie poznała pani mojego syna Alistaira?  Nie, ale cieszyłam się na to  głos kobiety brzmiał czysto i pewnie, bez śladówwahania. To coś nowego widzieć w tej sali przedstawiciela McNainów  rzekł markiz niecodrwiąco, ujmując podaną mu dłoń. Mój brat i ja uznaliśmy, że czas już zapomnieć o nienawiści, która przez stulecia kazałanam zabijać się wzajemnie. Zgadzam się z panią  odparł markiz. Pani pozwoli, że przedstawię jej moją żonę.Skinięcie głowy, którym zaszczyciła ją lady Moraig, było bardzo wymowne i dało Ariniewyraznie do zrozumienia, że jest intruzem.Wyczuła też jawną wrogość księcia doangielskiej kobiety.Z pewnością nawet przez chwilę nie wyobrażał sobie, że markizmógłby poślubić osobę tak obcą klanowi i zdecydowanej większości Szkotów.%7łe jednaknie było to ani miejsce, ani czas na wzajemne obwinianie się, książę powstał sztywno. Jest tu wielu naszych krewnych, którzy pragną cię poznać, Alistairze.Markiz skinął głową i książę z synem u boku postąpił kilka kroków do przodu.Obecni wsali podchodzili, żeby ich przedstawiono [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl