[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czuł rodzaj upojenia, że tak się stało.Lubiłdzieci.A poza tym.Był jeszcze zbyt słaby, by wyciągać wnioski z tego faktunowego, nadzwyczajnego, decydującego. Nie  piszczała guwernantka  nie do szpitala, skądże! To przyjacielpana! Proszę zanieść go do nas! Pani nigdy by nie wybaczyła! Uratował małą!Niech mi pan pomoże.Ktoś wziął Adriana pod ręce, ktoś inny chciał wziąć go za nogi i poruszył tęzłamaną.Adrian krzyknął.Z mnóstwem ostrożności trzej mężczyzni, których nie widział dobrze, zanieśligo do domu akurat naprzeciwko.Była cała historia, żeby umieścić go wwindzie.Guwernantka wołała: Ja pójdę na górę, żeby przygotować łóżko, zadzwonić po doktora!Ból w nodze był nie do zniesienia.Traf, cudowny traf. LXVIIINie trzeba, żeby Vanhoutowie zorientowali się, co się stało.Paweł Deniszaczerpnął głęboko powietrza, otarł czoło chusteczką.Biegł tutaj, biegł napróżno.Irytowała go ta ażurowa koszulka, guzik u kołnierzyka odleciał.Zbierało mu się na płacz, ale się powstrzymał.Nie będzie płakał.Nie płakaćjest niespodziewanie łatwo.Ale siąść do stołu ze wszystkimi.Trzeba jużwyjść z pokoju z firaneczkami w czerwoną kratę.Gdyby mógł, zostałby tuprzed tą otwartą szafą, pustym flakonem na toaletce, jakimiś papieramirozrzuconymi po podłodze, łóżkiem jeszcze nie posłanym.Zamknąć się tu zeswym nieszczęściem.Ale co by pomyśleli gospodarze? Zszedł z powrotem nadół.Mała pani Vanhout podała mu listy: Zapomniał pan poczty.Miał wrażenie, że patrzy na niego z litością.Ach,nie, tylko nie to! Były dwa listy, jakiś przegląd, gazeta. Pani wybaczy, ale nie będę dziś na śniadaniu.Czy nie uprzedzam zapózno? Nie, nie, nic nie szkodzi, panie Denis.Cóż za kwiecień przedwczesny i pieszczotliwy! Tego ranka Paweł po razpierwszy mógł się wykąpać.Nie było wprawdzie tak całkiem gorąco, ale coza rozkosz  woda, trawa, nawet błoto na brzegu, w którym grzęzły bosestopy! Słońce przypiekało i Paweł opalił sobie skórę w wycięciu koszuli.Miałochotę zabrać Berenikę nad rzekę, tam gdzie w miejscu otoczonym zewszystkich stron krzakami można było wylegiwać się na słońcu bez obawyskandalu.Podkradnie jej książkę angielską, a da jej za to do czytania rękopisCzarnych przechadzek, które właśnie skończył, a które Berenika znała tylkowe fragmentach.Rozsłonecznioną drogą puścił się pędem do  Młyna".I tuzastał pokój pusty i liścik:Odchodzę, Pawełku.Nie chciałabym sprawić ci bólu.To była omyłka  mydwoje.Nie wolno mi jej przedłużać.Nie płacz za bardzo, pomyśl o czyminnym  masz własne życie, to, co piszesz (pamiętaj, że ja bardzo lubię to,co piszesz), przyjaciół.Nie zostawaj sam.Wracaj do nich.Nie zależy ci namnie tak bardzo, jak sądzisz.Menestrel na pewno wymyślił cośinteresującego, na pewno zaszło coś nowego przy placu Pigalle.Nie próbujsię ze mną zobaczyć.Czy nie lepiej rozstać się tak od razu, bez krzyków, bezscen, przyzwoicie? Moje postanowienie jest nieodwołalne.Odchodzę nazawsze; zrozum to dobrze.Spędziliśmy razem blisko trzy miesiące, konieczimy, oczekiwanie wiosny.Już nadeszła.Rozstajemy się.Zawsze bardzoczule wspominać będę te trzy miesiące.Nie psujmy ich, dobrze? Niewykrzywiaj twojej śmiesznej buzi.Zostaw mnie mojemu życiu.Dziękuję, żedałeś mi swoje na cały ten czas, że pomogłeś mi naprawdę w trudnej dla mniechwili.Teraz to już przeszło.Jestem silna i odchodzę.Całuję cię serdecznie.BerenikaCo powiedziała Vanhoutom odjeżdżając? Czy przypuszczają, że on wie oprzyczynie jej wyjazdu? Jak tłumaczą sobie jego nieobecność, kiedyodjeżdżała? I to, że nie odprowadził jej do Vernon? Znosić cudzą litość! Trzeba zachować się tak, jakby wszystko było naturalne, wspólnie ułożone.Udawać, że o wszystkim dobrze wiedział.Którym pociągiem mogłapojechać? O wpół do pierwszej? Jest kwadrans po dwunastej.Co za pech!Gdyby wrócił o dziesięć minut wcześniej, jeszcze by ją może dogonił narowerze.Ale tak.A gdyby wziął motor Vanhouta?.Ale ona mogławyjechać tym o jedenastej czterdzieści siedem.Nie może zapytać, a poza tymona pisze, żeby nie próbował się z nią zobaczyć. To była omyłka  mydwoje." Wciąż jeszcze myśli o Leurtillois! Proszę bardzo.Jeżeli taki właśniema gust! Niech sobie idzie do swego Leurtillois! Powtarzał w myślach tonazwisko, które sprawiało mu ból.Nie, to niemożliwe! Czy można się takomylić? Kochała go, jakże, kochała go przecież, swojego Pawełka. Całujęcię serdecznie".Przygryzł wargi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl
  • p") ?>