[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy można zaspokoić duszę tym, coś zdobył, jeśli tęsknisz za tym, co straciłeś?Wczoraj pod wieczór spacerowałem po miejskim parku, posiedziałem koło jeziorka, przyzłoconym pomniku Johanna Straussa owego wesołka ze skrzypcami rzucałem kaczkomkawałki bułki.Potem powlokłem się do starego przyjaciela, Zwiętego Stefana, z jegowspaniałą dzwonnicą nazywaną Stefll.Dokładnie naprzeciwko, na rogu Graben i K�rntnerjakaś dziewczyna w nieprzyzwoicie krótkiej spódniczce zaproponowała mi: Wujaszku, czy chcesz, byśmy się zabawili? Nie odpowiedziałem zakłopotany. Przepraszam, dziękuję.Machnęła ręką i skierowała się do innego wujka.Samotność.Co rozumiał ów towarzysz z Berdyczowa przez owo lepsze życie ? Co on sobie w samejrzeczy wyobrażał, jeżeli napisane jest, że nie żyje się samym chlebem?Szedłem na piechotę w kierunku Margarethenstra�e, przemierzyłem luksusowe przejściepodziemne, gdzie gromadzili się narkomani.Co za nędza, Panie Boże, nieszczęśni chłopcy idziewczęta! W domu telewizja pokazywała kolejną bzdurę przeznaczoną dla innego rodzajunarkomanów, tych telewizyjnych.Może to nie jest bzdurą, ale ja tego nie rozumiem jestemjak stary Bojadżjan, który czuł się samotny nawet w Paryżu, by w końcu zafundować sobieczołg.Niech mi wybaczy siostra Angela z pól bawełnianych nad Missisipi, ale warto sięzastanowić nad wyjściem z niewoli egipskiej, które wybrał sobie Stefan Zweig.Też miałempodobne wyjście w nocnej szafce: trzy fiolki dormidonu, po dwadzieścia tabletek w każdej. Będzie pan spał jak dziecko po kąpieli tak powiedział doktor.Trzy razy dwadzieścia jestsześćdziesiąt.Sześćdziesięcioro dzieci po kąpieli.Być może przed tym należało się zabawić z dziewczyną? Nie, dziękuję.Kładę się do łóżka, co za problem szklanka wody mineralnej, trzydzieści tabletek.Jeszcze jedna jeszcze trzydzieści to już całe przedszkole dzieci po kąpieli.Zamykam oczy, znów jestem młody i znowu znajduję się w rodzinnym Kołodzcu kołoDrohobycza.Gram na skrzypcach, i na nowo ożył mój świat, rozszalały w wesołymchasydzkim korowodzie.Oto oni moja matka Rebeka i mój ojciec Jakub, ubrany wczerwony mundur huzara z lejbgwardii Jego Wysokości, oto wuj Chaimle i stary listonoszAwramczyk.Oto jest całe drogie towarzystwo z kawiarni Dawida Lejbowicza, które rozwijakłębek nierozwiązanych problemów biednego Rothschilda.Oto i pan Wojtek, który wręczabukiet żółtych kwiatów Rzodkiewce, kwiaty żółte jak żółte gwiazdy.Czy widzisz EsteraKatz tańczy z Lową Weismanem, nasz ksiądz szczęśliwy klaszcze w takt rytmówżydowskich, a oto jest tam i mój Zuckerl, który tupie ciężkimi butami przed roześmianąsiostrą Angelą, moim czarnym aniołem! Doc Joe pali skrycie, trzymając papierosa w garści,bo to jest zabronione, a drobny Włoch w drucianych okularach pokazuje palcem i krzyczy: To on!.Polski pan oftalmolog objął obiema rękami Frau Kubitzek, a kręci nią wokół siebiejak szalony.Trójka moich dzieci, Jasza, Szura i Zuzanna, z kałasznikowami na ramionachskrzyżowała ręce, przyklękając w takt muzyki, drogi świerszcz filmowy Siemionycz nakręcato wszystko, zapewne dla telewizji, a doktor Robert Bojadżjan rysuje sierpy i młoty napobielonych ścianach.Zasmucony żołnierz patrzy nań, zdejmuje czapkę i żegna się z tegopowodu wyrzucają z Komsomołu, a w wojskach wewnętrznych karzą.Wyżej na scenie zobłupionymi złoceniami, gdzie kiedyś grał mistrz Mozart, dumnie wyprostowany dyrygujetym wszystkim sam przewodniczący Klubu Ateistów, rebe Szmul Bendawid!A gdzie Sara, zapytasz, gdzie jest moja Sara? Oto i jest, moja Sara z szarozielonymioczyma jak odblaski z wód jeziora Genezaret.To jest ona, mówię ci, mimo że jest takamłoda! Oczywiście, że ona! Cichutko odkładam skrzypce na drewnianą podłogę i obejmujędziewczynę o szarozielonych oczach, oboje stajemy się nagle lżejsi i podfruwamy do góry.Oto lecimy nad naszym krajem, a kraj ten jawi się w barwach należących do pewnegochłopca, Mojszy Szagałowa, a jeśli wolisz, Chagalla.To on namalował nas, jak zakochanilecimy z Sarą nad naszym sztetlem miasteczkiem, tam w dole cerkiew prawosławna, oto sąbiałonogie Ukrainki, oto ciężarna kobyła ze zrebakiem w łonie, a my z Sarą lecimy kuprzyszłości, i oby ona była dobra dla wszystkich, amen.Otwieram oczy, na nocnej szafce leżą nieotwarte trzy fiolki dormidonu, nawet ich niedotknąłem.Wybacz, Stefanie Zweigu, stary chytrusie, który uczyłeś innych, jak mają żyć, asam uciekłeś! Skoro życie dane jest nam, by żyć, będziemy żyć, nie ma co.Lajla tow lub, po waszemu, dobranoc!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]