[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wolę tu pozostać, jeśli nie masz nic przeciwko temu.- Oczywiście - rzekł, obserwując ją zatroskanym wzrokiem.Wcią\ byłabardzo blada.- Och, na litość& - mruknęła lady Danbury, by po chwili rzucić głośneprzekleństwo.Równie dobrze mogła zatrząść posadami ziemi.- Lady Danbury?! - jęknął Bridgerton, wytrzeszczając oczy.- Idzie tutaj - wymamrotała, wskazując głową na prawo.- Powinnam byławiedzieć, \e nie zdołam uciec.Colin spojrzał w ślad za jej wzrokiem.Cressida próbowała przecisnąć sięprzez tłum, prawdopodobnie po to, aby stanąć przed lady Danbury i odebraćnagrodę.Na ka\dym kroku zatrzymywali ją zaciekawieni goście, a ona zdawałasię zachwycona tymi dowodami uwagi.Nic w tym dziwnego.Cressida zawszelubiła skupiać na sobie uwagę& lecz równie mocno pragnęła teraz dotrzeć dohrabiny.- Obawiam się, \e nie ma przed nią ucieczki - zauwa\ył Colin.- Wiem - burknęła lady Danbury.- Próbowałam unikać jej przez wiele lat,nigdy mi się to nie udało.Myślałam, \e jestem taka sprytna.- Spojrzała naBridgertona, kręcąc głową z obrzydzeniem.- Myślałam, \e wyśledzenie ladyWhistledown będzie wspaniałą zabawą.- Eee& no có\, było zabawne - mruknął Colin, ale bez przekonania.Starsza dama dzgnęła go w nogę laską. - To wcale nie jest śmieszne, głupi chłopcze! Patrz, co zaraz będę musiałazrobić.- Zamachała laską w kierunku Cressidy, która zbli\ała się z ka\dąchwilą.- Nigdy nie przypuszczałam, \e będę miała do czynienia z kimś takim.- Lady Danbury - zawołała Cressida, wyhamowując przed nią z szelestemsukien.- Jak miło panią widzieć.Lady Danbury nigdy nie była znana ze swej uprzejmości, ale tym razemprzeszła samą siebie, omijając wszelkie powitalne formułki.- Zdaje się, \e przyszłaś tu po pieniądze.Cressida wdzięcznie przechyliła głowę w wypraktykowany sposób.- Powiedziała pani, \e wypłaci tysiąc funtów ka\demu, kto zdemaskujelady Whistledown.- Wzruszyła ramionami, unosząc w górę dłonie i obracającnimi w geście fałszywej pokory.- Nigdy pani nie twierdziła, \e nie mogęzdemaskować się sama.Starsza dama wstała, zmru\yła oczy i z mocą oświadczyła:- Nie wierzę, \e to ty.Colin uwa\ał się za spokojnego i niewzruszonego, jednak nawet onwestchnął ze zgrozą.Niebieskie oczy Cressidy zalśniły furią, ale szybko odzyskała panowanienad sobą.- Byłabym zaskoczona, gdyby nie odniosła się pani z pewną doząsceptycyzmu.W końcu nie jest pani znana z ufności i łagodności.Lady Danbury uśmiechnęła się.A przynajmniej jej usta drgnęły lekko.- Przyjmuję to jako komplement - rzekła - i pozwalam ci powiedzieć, \erzeczywiście komplement miałaś na myśli.Bridgerton obserwował starcie z rosnącym zainteresowaniem, dopókihrabina nie zwróciła się nagle z zapytaniem do Penelope.- Co o tym sądzisz, panno Featherington? Penelope zerwała się na nogi iwyjąkała:- Co& ? Słucham? - Co ty o tym myślisz? - powtórzyła lady Danbury.- Czy lady Twombleyjest lady Whistledown?- Jestem& jestem pewna, \e nie wiem.- Daj spokój, droga panno Featherington.- Starsza dama wsparła dłoniena biodrach i spojrzała na Penelope z wyrazem twarzy bliskim rozpaczy.- Zpewnością masz jakieś zdanie na ten temat.Colin odruchowo wystąpił naprzód.Hrabina nie miała prawa mówić w tensposób.I nie podobał mu się wyraz twarzy Penelope.Wyglądała jak zwierzę wpułapce, patrzyła błędnym wzrokiem z takim wyrazem paniki na twarzy, \e samsię przeraził.Widywał ju\ Penełope zmieszaną, cierpiącą, ale nigdy w takim stanie.Inagle przyszło mu do głowy, \e ona nie chce być w centrum uwagi.Mo\e iśmiała się ze swojego statusu pnącej rośliny i starej panny, pewnie chciała, abyludzie częściej ją dostrzegali, ale nie tak& \e wszyscy się na nią gapią i czekająna ka\de słowo, jakie padnie z jej ust.Była śmiertelnie przera\ona.- Panno Featherington - odezwał się łagodnie - wygląda pani na znu\oną.Czy chciałaby pani wyjść?- Tak - odparła i wtedy stało się coś bardzo dziwnego.Zmieniła się.Nie wiedział, jak to nazwać.Po prostu się zmieniła.W tejwłaśnie chwili, w sali balowej Macclesfieldów, u jego boku, PenełopeFeatherington stała się całkiem inną osobą.Wyprostowała się, Colin przysiągłby, \e ciepło emanujące z jej ciałaprzybrało na sile.- Nie - powiedziała.- Nie.Mam coś do powiedzenia.Lady Danbury uśmiechnęła się.Penełope spojrzała wprost na nią i rzekła:- Nie sądzę, aby ona była lady Whistledown.Myślę, \e ona kłamie.Colin instynktownie przyciągnął Penełope bli\ej siebie.Cressidawyglądała tak, jakby chciała rzucić się jej do gardła. - Zawsze lubiłam lady Whistledown - oznajmiła Penelope, unoszącpodbródek w niemal królewskim geście.Spojrzała Cressidzie prosto w oczy idodała: - Serce by mi pękło, gdyby okazała się kimś takim, jak lady Twombley.Colin chwycił ją za rękę i uścisnął.Nie mógł się powstrzymać.- Dobrze powiedziane, panno Featherington! - zawołała hrabina, zzachwytem klaszcząc w dłonie.- Właśnie tak sobie myślałam, tylko nieumiałam tego wyrazić.- Spojrzała z uśmiechem na Bridgertona.- Wiesz, synku,ona jest bardzo mądra.- Wiem - odparł z dziwną dumą, która w nim nagle wezbrała.- Wielu ludzi nie zdaje sobie z tego sprawy - ciągnęła lady Danbury,obracając się tak, aby jej słowa dotarły wyłącznie do niego.- Wiem - szepnął.- Ja o tym wiem.Uśmiechnął się na widok zachowania hrabiny, które z pewnością miałozirytować Cressidę.Lady Twombley nie lubiła być ignorowana.- Nie pozwolę się obra\ać przez takie& takie nic! - wykrzyknęła.Mia\d\ącym wzrokiem spojrzała na pannę Featherington i syknęła: - śądamprzeprosin!Penelope powoli skinęła głową i odparła:- Ma pani prawo.- I zamilkła.Colin musiał u\yć całej siły woli, aby powstrzymać uśmiech.Lady Twombley wyraznie chciała powiedzieć coś więcej (a mo\e przyokazji dokonać aktu przemocy), ale powstrzymała się, prawdopodobnie dlatego,\e Penełope znajdowała się wśród przyjaciół.Zawsze znana była ze swegoopanowania, tote\ Colin nie zdziwił się, kiedy stłumiła złość, odwróciła się dolady Danbury i spytała:- Co pani zamierza zrobić z tym tysiącem funtów?Hrabina przyglądała się jej przez najdłu\szą sekundę w \yciu Colina, poczym zwróciła się ku niemu - Bo\e, za \adne skarby nie chciał znalezć się woku tego cyklonu - i zapytała:- A pan co o tym sądzi, panie Bridgerton? Czy nasza lady Twombleymówi prawdę? Colin obdarzył ją sztucznym uśmiechem.- Chyba pani oszalała, jeśli pani sądzi, \e wyra\ę swoją opinię.- Jest pan zaskakująco mądrym człowiekiem, panie Bridgerton - odparła zaprobatą.Skromnie skinął głową, ale zrujnował cały efekt, mówiąc:- Szczycę się tym.- Ale, do diabła& nie co dzień lady Danbury nazywakogoś mądrym.Większość u\ywanych przez nią przymiotników miała zdecydowanienegatywny wydzwięk.Cressida nawet nie mrugnęła; jak Colin ju\ wcześniej zauwa\ył, nie byłagłupia, tylko podła, a po dwunastu latach spędzonych na salonach doskonale sięorientowała, \e on jej nie lubi i z pewnością nie padnie ofiarą jej uroku.Spojrzała wprost w oczy lady Danbury.- I co teraz zrobimy, droga pani? - zapytała spokojnym, łagodniemodulowanym tonem.Starsza dama zacisnęła usta tak mocno, \e przez chwilę wyglądała, jakbyich w ogóle nie miała, po czym wycedziła:- Potrzebuję dowodu.Cressida zamrugała.- Słucham?- Dowodu! - Laska hrabiny uderzyła w podłogę ze zdumiewającą siłą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl