[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedynymiodgłosami wydawanymi przez psa był ciężki tupot łap uderzających okamienne podłoże.Gdy przemknął obok nich, Larssen zauważył, że piesbył cały we krwi, miał oderwane jedno ucho, stracił także sporą częśćżuchwy.Wielkie, czarne wargi i język zwieszały się luzno, ociekając pianąi krwią.W chwilę potem zwierzę zniknęło, odgłosy jego panicznej ucieczkiniebawem ucichły zupełnie.W tunelu ponownie zapanowała głucha cisza. Wszystko wydarzyło się tak szybko, że Larssen przez chwilę wątpił, czywszystko nie było jedynie dziełem jego wyobrazni. Co, u diabła?  wycedził Brast  Widzieliście.? Larssen chciałprzełknąć ślinę, ale miał sucho w ustach. Chyba musiał się gdzieś poślizgnąć i spadł. Gówno prawda  uciął Cole, nienaturalnie donośnym w tymwąskim korytarzu głosem. Przy upadku nie straciłby połowy dolnejszczęki.Ktoś musiał go zaatakować. Ktoś lub coś  dodał Brast. Na miłość boską, Brast  rzekł Larssen. Pokaż, że masz choćtrochę ikry. Czemu tak uciekał? Ten pies był śmiertelnie przerażony. Wynośmy się stąd  rzucił Larssen. Jestem za.Zawrócili, Larssen utkwił wzrok w pozostawionych przez psawilgotnych śladach.Mogli ufać zwierzęciu.Doprowadzi ich do wyjścia.To powinno ułatwić sprawę.W ciszy, jaka nastała, rozległ się głos Brasta. Chyba coś słyszałem.Znów przystanęli. Coś przeszło przez tamtą kałużę. Nie zaczynaj znowu, Brast.I wtedy Larssen także to usłyszał, cichy plusk rozbryzgiwanej wody,ktoś brnął przez kałużę, szedł wolno, noga za nogą.Spojrzał w głąb tunelu za nimi, w podczerwieni ściany miały różowawyodcień.Nie dostrzegł niczego. To pewnie tylko cieknąca woda. Wzruszył ramionami i pomaszerował dalej po śladach zostawionych przez psa. Moooeee!Brast krzyknął i w tej samej chwili Larssen poczuł nagłe brutalnepchnięcie w plecy, po którym runął jak długi na ziemię, gubiącpodczerwienne gogle.Brast wciąż krzyczał, a Cole wrzasnął przerazliwie.Larssen był ślepy jak kret.W przypływie desperacji jął czołgać się naczworakach, macając dłońmi przed sobą i aż odetchnął z ulgą, gdy jegopalce napotkały znajomy kształt gogli.Nałożył je niezdarnie i rozejrzał sięwokoło.Cole leżał na ziemi, wrzeszcząc i trzymając się za ramię.Brast pełzał naczworakach pod przeciwległą ścianą, poszukując noktowizora, podobniejak Larssen przed chwilą i na przemian to sapał, to klął na czym świat stoi. Moja ręka!  ryknął Cole.Z jego ramienia pod dziwacznym kątemwystawał ostry koniec złamanej kości, z rany buchała krew, prawie biała wpodczerwiennej poświacie gogli.Larssen oderwał wzrok od rannego policjanta i rozejrzał się dzikodokoła, wypatrując tego, co ich zaatakowało.Strzelbę trzymał gotową dostrzału, jednak nie dostrzegł niczego  jak okiem sięgnąć widać byłojedynie posępną, sztuczną poświatę ścian jaskini.Z ciemności nieopodal dobiegł niespodziewanie pojedynczy dzwięk,przywodzący na myśl triumfalny okrzyk lub może śmiech.Larssenzacisnął dłonie na kolbie szturmowej strzelby.Nie potrafił określić, skądkonkretnie napłynął ten niepokojący zew.Był pewien jednego  dochodził z bardzo bliska. SZEZDZIESIT SZEZKapral Shurte z drogówki z Kansas zacisnął palec wskazujący naspuście strzelby i zakołysał się na palcach stóp w tył i w przód.Spojrzał nazegarek  wpół do dwunastej.Hazena i pozostałych nie było już odgodziny.Ile potrzebowali czasu, aby namierzyć McFelty'ego, dopaść go,zakuć w kajdanki i wywlec na zewnątrz? To było wkurzające, tak stać naczatach, nie mając żadnego kontaktu z pozostałymi.Po części winę za toponosiła rzecz jasna pogoda.Mieszkał w tej części Kansas przez całeżycie, ale nie pamiętał burzy tak potężnej jak ta.Zwykle w tych rejonachnawałnice kończyły się równie szybko i niespodziewanie, jak siępojawiały.Ta wszelako trwała od dobrych paru godzin i wszystkowskazywało na to, że jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa.Niesamowity porywisty wiatr, potworna ulewa i błyskawice rozcinające niebo.Zanim siadła łączność radiowa, odebrano kilka raportów otornadzie  F3, sunącym w stronę Deeper, rzekomo miało się tu rozpętaćprawdziwe piekło, autostrady były zablokowane.I jeszcze te kłopoty z zasilaniem, zwykle jeśli już padała sieć, to tylkojeden, góra dwa jej odcinki.Tej nocy jednak wydawało się, jakby jakaśolbrzymia łapa wykręcała korki kolejnym napotykanym na swej drodzemiasteczkom [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl