[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakiekolwiek gremium zajmujące się rozdzielaniem grantów na badania roześmiałoby się w twarzchemikowi, który wystąpiłby o wsparcie projektu badawczego z szansą powodzenia jedną na sto, a tumówimy o jednej miliardowej.Zauważmy jednak, że nawet przy tak znikomym prawdopodobieństwiew grę wchodzi ponad miliard planet, na których mogło pojawić się życie, a Ziemia, oczywiście, jest jednąz nich147.Wniosek z tego rozumowania może wydać się tak zaskakujący, że pozwolę go sobie w tym miejscuraz jeszcze powtórzyć: nawet jeśli szansa na spontaniczne powstanie życia na jakiejś planecie wynosijedną miliardową, to i tak to szokująco nieprawdopodobne zdarzenie mogło zajść nawet na miliardzieplanet.Niemniej szansa na odkrycie którejś z tych planet jest taka, jak na znalezienie przysłowiowej igływ stogu siana.Tyle że (tu wracamy do zasady antropicznej) my nie musimy szukać zbyt daleko, bowiemsam fakt, że jesteśmy do takich poszukiwań zdolni oznacza, iż.siedzimy na którejś z tych unikalnychigieł.Wszelkie twierdzenia probabilistyczne są sensowne w przypadku niepełnej wiedzy.Gdy ohipotetycznej planecie nie wiemy nic, możemy założyć, że prawdopodobieństwo pojawienia się na niejżycia wynosi jedną miliardową.Jeżeli jednak możemy wprowadzić do naszych rachunków dodatkowezałożenia, szacunki ulegają zmianie.Konkretna planeta może mieć na przykład pewne szczególnewłaściwości (jak występowanie pewnych pierwiastków), a to zwiększa szanse na pojawienie się życia.Niektóre planety, rzec można, są bardziej podobne do Ziemi, a oczywiście najbardziej podobna do siebiejest ona sama.Takie rozumowanie powinno dodawać odwagi chemikom próbującym w swoichlaboratoriach odtworzyć powstanie życia, gdyż oznacza, że ich szanse na sukces rosną.Zwracam jednakuwagę, iż nasze wcześniejsze rachunki pokazują, że nawet jeśli postulowany chemiczny model możedoprowadzić do narodzin życia z prawdopodobieństwem równym jednej miliardowej, to i tak, zgodnie zregułami rachunku prawdopodobieństwa, życie mogło pojawić się na miliardzie planet weWszechświecie.A piękno zasady antropicznej polega na tym, że taki chemiczny model możeprzewidywać powstanie życia tylko na jednej na miliard miliardów planet, a i tak będzie w pełnisatysfakcjonującym wyjaśnieniem fenomenu życia na Ziemi.Oczywiście absolutnie nie wierzę, by szansena powstanie życia były aż tak znikome, i dlatego naprawdę warto wydawać pieniądze na próbylaboratoryjnego odtworzenia tego zdarzenia.Na podobnej zasadzie sensownym przedsięwzięciem jest dlamnie SETI: istnienie pozaziemskiej inteligencji uważam za całkiem prawdopodobne.W każdym razie, nawet jeżeli przyjmiemy najbardziej pesymistyczną ocenę prawdopodobieństwaspontanicznego pojawienia się życia, argumentacja statystyczna całkowicie obala uroszczenia, jakobyśmymusieli w tym momencie sięgać do hipotezy projektu, by zapełnić „dziurę".Spośród wszystkich luk wewolucyjnej opowieści tajemnica początków życia pozostaje jednak najtrudniejsza do pojęcia dla tych,którzy zwykli myśleć o szansach i prawdopodobieństwie wyłącznie w codziennej, zdroworozsądkowejskali; skali, jaką posługują się na przykład komisje przyznające naukowe granty.A skoro zwykłyrachunek prawdopodobieństwa potrafi zapełnić nawet tak wielką „dziurę", to te same reguły naukowegownioskowania pozwalają pozbyć się boskiego stwórcy naszego metaforycznego „ostatecznego boeinga747".Wróćmy teraz do punktu, od którego rozpoczęliśmy nasze rozważania.Czy fenomen biologicznejadaptacji również można wyjaśnić, powołując się na olbrzymią liczbę planet, na których może rozwijaćsię życie? Przecież, jak wszyscy widzimy, każdy gatunek i każdy narząd, jaki u tego gatunku możemyobserwować, dobrze robi to, co robi.Skrzydła ptaków, pszczół i nietoperzy sprawdzają się w lataniu.Oczy nadają się do patrzenia.Liście świetnie radzą sobie z fotosyntezą.Żyjemy na planecie, otoczeniprzez miliony gatunków, z których każdy z osobna robi wrażenie doskonale zaprojektowanego; każdydostosowany jest do warunków, w jakich egzystuje.Czy argument z „wielkiej liczby planet" nie wyjaśniatego wszystkiego? Otóż nie, nie i jeszcze raz nie) Nawet o tym nie myśl, mógłbym powiedzieć każdemu,kto się nań powołuje.To ważne, bowiem w tym momencie stykamy się z jednym z największychnieporozumień wokół teorii Darwina.Niezależnie od tego, na jak wielkiej liczbie planet rozwinęło siężycie, szczęśliwy traf ani przypadek nie są żadnym wyjaśnieniem wyjątkowego bogactwa izróżnicowania ziemskiej biosfery, choć do przypadku właśnie mogliśmy odwoływać się, tłumacząc samfakt narodzin życia.Powstanie życia i ewolucja to kompletnie odmienne fenomeny.Samo powstanieżycia było (a raczej - mogło być) zdarzeniem jednostkowym.Ewolucyjne przystosowania występują - inastępują - u milionów gatunków.Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że tu, na Ziemi, obserwujemywokół siebie proces ciągłej „optymalizacji" gatunków biologicznych, proces, który zachodzi w skali całej planety, na wszystkich wyspach i kontynentach, we wszystkich epokach.Zupełnie bezpiecznie możnaprzewidywać, że gdybyśmy mogli obejrzeć Ziemię za milion lat, znaleźlibyśmy całe mnóstwo nowychgatunków równie dobrze przystosowanych do warunków, w jakich żyją, jak współczesne gatunkidostosowane są do warunków dnia dzisiejszego.To proces rekurencyjny, przewidywalny i wielokrotny, anie przypadkowe, szczęśliwe zdarzenie analizowane z perspektywy czasu.Dzięki Darwinowi znamy zaśmechanizm rządzący tym procesem - to dobór naturalny.Zasada antropiczna nie potrafi wyjaśnić wielkiej różnorodności żywych organizmów.Tu potrzebnyjest żuraw Darwina, tylko on bowiem i tłumaczy to niewiarygodne bogactwo, i chroni nas przed pułapkąprojektu.Ów dźwig nie sięga jednak samego zaistnienia życia, gdyż proces doboru naturalnego nie miał ztym zdarzeniem żadnego związku.W tym właśnie momencie wkracza na scenę zasada antropiczna.Zproblemem powstania życia możemy sobie poradzić, odwołując się do wielkiej liczby planet.Ale kiedyjuż wyciągnęliśmy szczęśliwy los (a zasada antropiczna nam to gwarantuje), do gry włącza się dobórnaturalny; przypadek nie ma już nic do powiedzenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]