X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ojciec, Geoffrey, na swojenieszczęście przyszedł na świat drugi w kolejności, a zatem nieodziedziczył tytułu.Na domiar złego zakochał się w córcefrancuskiego markiza.Madeleine de Chambord wyróżniała się nie tylko niezwyczajnąurodą, lecz także niepoślednim majątkiem.Jej posag był tak ogromny,że choć wicehrabia początkowo kategorycznie sprzeciwił się decyzjisyna, ostatecznie przemógł niechęć i wyraził zgodę na mariażpotomka z cudzoziemką.Ten jednak postanowił osiedlić się w ojczyznie żony, w związku zczym popadł w niełaskę bezdusznego rodzica.Mimo usilnychzabiegów dziadek nie zdołał ściągnąć ojca do Anglii, więc po jakimśczasie zwyczajnie spisał go na straty.Geoffrey i Madeleine nierozpaczali z tego powodu.Zamieszkali w niewielkim ch�teau wNormandii, a ich pożycie okazało się zgodne, udane i szczęśliwe.Christian był ich drugim dzieckiem.Miał czworo rodzeństwa,dwie siostry i dwóch braci.Najstarszy Laurent wyrósł na pyszałka,który uwielbiał prawić wszystkim morały.Helene uznanojednogłośnie za ozdobę całej rodziny, pulchna i piegowata Jacquelinepsociła na każdym kroku, a ojciec często podrzucał ją w powietrze inazywał diabelskim nasieniem.Odpowiadała niezmiennie, że  skoroona jest diabelskim nasieniem, to papa musi być samym diabłem". Potem pojawił się Charles-Louis, złotowłosy cherubinek obłękitnych oczach i miłym usposobieniu.Christian pokochał malca zcałego serca.Miał wobec niego wielkie plany.Zamierzał przekazaćmu całą swoją wiedzę, chciał uczyć go jazdy, fechtunku i trudnejsztuki flirtowania, a także by nie słuchał Laurenta.Wypełnione miłością życie wydawało się sielanką.Dom zawszestał otworem dla licznych kuzynów Madeleine.Dołączyła do nichtakże sędziwa prababcia.Nikt nie mówił o napiętej sytuacji w kraju.Roztrząsanie tego tematu uważano za brak taktu.Christian niedomyślił się w porę, że dzieje się coś złego, ale już wtedy czułinstynktownie, że nie powinien wyjeżdżać.Do dziś wyrzucał sobie, że nie było go na miejscu, kiedymordowano jego najbliższych.Gdy Laurent skończył czternaście lat,rodzice wysłali go do Anglii, aby poznał dziadka.Starszy wnuk zmiejsca zdobył sympatię wicehrabiego, co nie dziwiło, ponieważ bylido siebie wyjątkowo podobni.Nadęci i antypatyczni - tak w każdymrazie myślał o nich wtedy Christian.Po wyjezdzie brata przyszła kolejna niego.Nie miał ochoty opuszczać rodzinnej posiadłości.Bronił się przedrozłąką wszelkimi sposobami.Dobrze wiedział, że nie zyska aprobatyseniora rodu.W przeciwieństwie do Laurenta, czy też Laurence'a - jakgo nazywał dziadek - nieustannie pakował się w coraz to nowetarapaty.Ojciec zazwyczaj kwitował je żartem, matka wielekroćzałamywała nad nim ręce, a nawet wylewała z jego powodu łzy, na przykład wtedy, gdy wdał się w bójkę z chłopcami z pobliskiejwioski.Zbili go na kwaśne jabłko, a mimo to nie wyjawił ich nazwisk.Wieśniakowi, który podniósł rękę na arystokratę, groziła gilotyna,nawet jeśli obaj byli tylko dziećmi.Próbował wszystkiego, byle tylko nie znalezć się na statkupłynącym do Anglii.Za pierwszym razem uciekł nawet z pokładu iwrócił na piechotę do St.Matthieu.Matka z niepokoju odchodziła odzmysłów, ojciec zaś pierwszy i jedyny raz srodze się na niegorozgniewał.Po tym wybryku postanowiono, że odbędzie podróż weskorcie jednego ze służących.Tak też się stało.Lokaj dostarczył goniczym przesyłkę do majątku wicehrabiego i niezwłocznie udał się wdrogę powrotną.Wicehrabia Montcalm i jego młodszy wnuk od pierwszej chwilizapałali do siebie wzajemną niechęcią.Zdaniem dziadka, chłopieczanadto wrodził się w matkę.Podobnie jak Madeleine, był  nazbyturodziwy, zupełnie bezużyteczny i ponad miarę francuski".Usłyszawszy niesprawiedliwe zarzuty, Christian odpowiedział na niez właściwą dla młodego wieku zapalczywością.Wykrzyczał na całe gardło, że woli być Francuzem do szpikukości niż wyniosłym, bladolicym Anglikiem bez serca.Niefortunnymzbiegiem okoliczności utarczka miała miejsce na półpiętrze.Gdydziadek wymierzył mu potężny policzek, spadł ze schodów i mocnosię poturbował.Leczenie złamanych kończyn zatrzymało go w Angliiznacznie dłużej, niż pierwotnie planowano. Po tym incydencie obarczył wicehrabiego winą za wszystkieprzyszłe nieszczęścia.Nie za to, że go uderzył i nie za zgruchotanekości, lecz za to, że przez niego nie zdążył wrócić do rodzinnegodomu.Kiedy wydobrzał na tyle, aby móc podróżować, było za pózno.Całą Francję toczyła już plaga Terroru *, która dotarła również dosielskiej Normandii.Powiedziano mu, w jaki sposób jego rodzina pożegnała się zżyciem.Długo próbował wyprzeć tę okrutną wiedzę ze świadomości,lecz nie zdołał.Rozważał czasem, czy śmierć od gilotyny nie byłabylitościwsza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl