X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podobał się dziewczętom. Chichotała, kiedy wynosiły go pod niebiosa, alew skrytości ducha przyznawała im rację.Był przystojny.Jak reszta rodzeństwa.Przyznawała to bez fałszy�wej skromności.Zdawała sobie sprawę z własnej uro�dy, domyślała się, że chłopcy rozmawiali o niej tak, jakinne dziewczęta o jej bracie.Czasami złościła się z te�go powodu, ale jednocześnie czuła dreszcz ekscytacji.Ciemne oczy chłopaka spoczęły na siostrze.- Ktoś na ciebie czeka - powiedział cicho, by niktinny go nie usłyszał.- Tam pod drzewami.Ma na so�bie czerwoną pelerynę.Czuła, że policzki jej pałają, ale na szczęście byłociemno, a ognisko rzucało rdzawy blask.Mężczyzni w czerwonych płaszczach składali ofia�ry Jumali, gromadzili skarby dla bogini.Niewielu młodzieńców dostępowało tego zaszczytu.Urodził się, by służyć Jumali.Jego ojciec należał do najwyższego kręgu wtajemni�czonych, matka była najmłodszą córką szamana.O,tak, urodził się, by służyć Jumali.Nie tylko po to, bynosić czerwoną pelerynę z dumnie podniesioną głową.- Pozwolę ci spotkać się z nim w cztery oczy - po�wiedział brat i pociągnął ją za czarny kosmyk.- Niktcię nie zobaczy, siostrzyczko.Zniknęła bezgłośnie w mroku.Serce bilo jak osza�lałe.Bala się, że go nie dostrzeże.Równie mocno oba�wiała się spotkania i tego, że zażąda za wiele.Chrząknął, kiedy przeszła, nie zauważywszy go.Rozłożyste drzewa gęsto porastały las.Stał skrytypod gałęziami sięgającymi niemal do ziemi.- Pozwolono ci przyjść? Poczuła jego zapach.Obcy, a jednocześnie dobrzeznajomy.- Przyszłam - odrzekła śmiało, choć w sercu czaił sięlęk.Miała zbyt mało lat, by ważyć się na cokolwiek, alenic już nie było takie jak przedtem.%7łyli niepewni, coprzyniesie kolejny dzień.Pożądliwie szukali przeżyć.- Czuwałem przy Jumali - oznajmił.Czuła jego cie�pły oddech na policzku.- Przychodzę od jednej bo�gini do drugiej.Przeszył ją dreszcz.Nie chciała, by porównywał jąz Jumalą.To bluznierstwo!- Urodzisz mi dziecko - dodał i objął ją w talii.Obóz leżał niedaleko.Dziewczyna słyszała stłu�mione głosy, czasami czyjś śmiech.Rzadko.Nie mie�li z czego się śmiać.Lud opuścił swoje siedziby nad rzeką Dwiną, gdzieżył w pokoju przez wiele pokoleń.Ich dzieje tonęływ mrokach przeszłości, o przodkach krążyły legendy,których nikt nie podejmował się osadzić w czasie.Wieści o Jumali dotarły do cara.Iwan Trzeci za�mierzał wprowadzić w swoim potężnym państwiejedną wiarę.Rozesłał mnichów na wszystkie stronyi polecił chrzcić poddanych.Na północnym zachodzie mieszkało plemię, któreoddawało cześć złotej niewieście, innym bożkom,ogniowi i wodzie, drzewom i kamieniom.Relacje mnichów i odraza kazały Iwanowi Trzecie�mu wysłać kolejnych duchownych do tego zapadłe�go zakątka królestwa.Gotował także wojsko, by że�lazem wymóc posłuszeństwo.Jeden z mnichów nie potrafił utrzymać języka zazębami. Lud dowiedział się o żołnierzach i w pośpiechuopuścił swoje siedziby.Zostawili wszystko i ruszyli na wschód wzdłuż wy�brzeża.Szli niewielkimi grupami, przemykali się nie�postrzeżenie przez rozległe, słabo zaludnione ziemie.Uszli spojrzeniom nielicznych mieszkańców.Wę�drowali nocami, kierując się wskazaniami gwiazd.Ominęli wojskowe straże.Uciekali, by ocalić najwyższe bóstwo.By uratowaćsiebie i jedynie prawdziwą wiarę.Nie chcieli przyjąć religii, której nie potrzebowali.Mieli Jumalę.Po co im bóg, którego nie widać? Któ�ry może w ogóle nie istnieje? Jumala była wśród nich.Jumala była jedną z nich.Mieli obowiązek ratować ją i siebie.Nie mogli zaprzeć się wiary.Przed wyruszeniem w drogę wstawili posążek dokadzi z wodą.Wojownicy zaprzysięgli wierność księ�ciu i Jumali, po czym napili się świętej wody.Ona nigdy nie znajdzie się tak blisko bogini, bojest kobietą.On zaś pil wodę.Teraz powiedział, że urodzi mu dziecko.Pocałował ją w cieniu drzewa.Pocałował tak na�miętnie, że niemal zapomniała jego słowa, zapomnia�ła o bliskości obozu, o grupkach pobratymców roz�sianych po całym lesie.Nigdy nie trzymali się razem,w ten sposób ograniczali zagrożenie do minimum.Jego ręce dotykały jej drobnych piersi.Nawet nie wie�działa, kiedy wsunęły się pod materiał.Porządna dziew�czyna krzyknęłaby.Przynajmniej odtrąciła natręta.Ona oparła się o drzewo i pozwoliła, by rozpiął jejkaftan i całował nagą skórę. Słodycz przenikała jej ciało, płynęła w żyłach jaksoki w drzewach na wiosnę.To była niebezpieczna gra [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl
  • Drogi uĚźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.