[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może gozdzików.Cokolwiek to było, była tegospora ilość.Jego oczy były szkliste, a białka wyglądały jak dwie mapy drogowe.- A komu by tu się chciało siedzieć, panie psorze? To może wszyscy sięzmywajmy?Fala śmiechu przewaliła się przez salę.Rasta przybił pione z Uh-Huh, a potemklepnął Głęboki Głos w udo.Raz jeszcze przebiegłem w myślach listę ucznióworaz ich miejsca.- Rozumiem, B.B.Ale fakty są takie, że przez to  nie-chce-mi-się-tu-siedzieć"wylądowaliście na tych zajęciach już po raz drugi.Czy naprawdę zamierzacie kolejny raz popełnić ten błąd? - Mierząc wzrokiem klasę, zapytałem: - Znajdziesię ktoś taki?Cisza zastąpiła śmiech.Spoglądając na ich napięte twarze, pomyślałem: Może za ostro na początek".Z przeciwległego końca na prawo dobiegł mniegłos.- Uhm.Też racja.Przypomniałem sobie listę obecności i zajmowane miejsca.Charlene Grey.Ktoś ze środka sali zapytał:- Psorze, to pana dziadek był ten farmer, z którym każdy chciał zagadać wsklepie z narzędziami? Ten, co to postawił wszystkie wieże? Chyba mówili naniego Papa Styles.- Cóż, wielu farmerów pasuje do tego opisu, ale owszem, zwracałem się domojego dziadka Papa, a on z wieloma ludzmi się przyjaznił, znał się na paszach inasionach i miał smykałkę do wież.Marvin oparł się na krześle i skinął głową gdzieś w przestrzeń.- Ej, Dylan, mam pytanko.Po co wysłali wnuczka budowniczego wież douczenia nas, jak pisać? To znaczy - spojrzał przez jedno ramię, a potem przezdrugie, rozglądając się za wsparciem reszty, i wskazał w moim kierunku - naprofesora to ty raczej nie wyglądasz.Skąd ci przyszło do głowy, że możesz nasczegokolwiek nauczyć?W klasie zrobiło się naprawdę cicho, jak gdyby ktoś nacisnął niewidzialnyprzycisk z napisem  pauza".Po trzech minutach przedłużająca się ciszaosiągnęła swoje apogeum.Nie to mnie uderzyło, że zadał takie pytanie.Poza okularami w złotychoprawkach, które nakładałem do czytania, wyglądałem jak ktoś, kto powinienraczej jezdzić na traktorze, niż prowadzić lekcje angielskiego - krótko przyciętejasne włosy, koszula typu Oxford, wranglery i kowbojskie buty.Nie, to byłoszczere pytanie.Może mógł je jakoś inaczej sformułować, ale było szczere.Właściwie to sam je sobie zadawałem.Ale zaskoczyło mnie to, że starczyło muikry, żeby je wypowiedzieć.- Bo ja wiem.Może byłem pod ręką.Pan Winter mógłby pewnieodpowiedzieć na to pytanie.- Traciłem grunt pod nogami.- Cóż, angielski, wkatalogu kursów numer 20.Marvin znowu mi przerwał:- Ale ja nie pytam pana Wintera, tylko pana, profesorze.Uśmieszki i ściszonyśmiech rozeszły się po sali.Marvin przyczaił się na swoim krześle.Był gotów doskoku, w centrum uwagi - kochał to. Podszedłem do jego ławki i stanąłem przed nią.Czubki moich butów stykałysię z czubkami jego.Szczerze mówiąc, nie potrafiłem się skoncentrować, abyodezwać się w taki sposób, w jaki bym sobie tego życzył.Ciałem znajdowałemsię w klasie, ale sercem przy łóżku Maggie.Wziąłem głęboki oddech:- Marvin, nie obchodzi mnie, czy pretendujesz do tytułu klasowego błazna.-Zatoczyłem ręką po klasie.- Nie wydaje mi się, abyś musiał obawiać się sporejkonkurencji.Obchodzi mnie natomiast to, czy zaliczysz mój przedmiot.Twojaumiejętność rozśmieszania wszystkich ma drugorzędne znaczenie wobecumiejętności poprawnego myślenia, a zwłaszcza wobec postępów w sztucepisania.Rozumiemy się?Pochyliłem się do przodu, oparłem ręce na jego ławce i zbliżyłem twarz najakieś pół metra od jego twarzy.Marvin skinął lekko głową i spuścił wzrok.Powiedziałem mu  sprawdzam" iwszyscy to widzieli.Równocześnie go ośmieszyłem, czego nikomu bym nieżyczył.Po raz pierwszy w ciągu tej godziny nie zaszeleścił żaden papier, nikt niepróbował mnie przegadać i nikt już nie patrzył przez okno.Odpuściłem.Cofnąłem się, wróciłem do swojego biurka i oparłem się o nie, ponieważbardzo tego potrzebowałem.Wygłosiłem następnie kilka oficjalnychkomunikatów i wspomniałem o programie kursu.Wszyscy podążali za mną.Osiągnąłem swój cel.Wystarczy jak na jeden dzień.Wstęp zabrał mi co najwyżej cztery minuty.Gdy skończyłem, powiedziałem:- Tu jest tak gorąco, że nie da się myśleć.- Zebrałem swoje papiery izacząłem się pakować.- Do wtorku.Przejrzyjcie program kursu i na następnyraz przeczytajcie to, co przewiduje plan.Ja nie wiem jeszcze, co to jest, bo nie jato pisałem.Uczniowie ustawili się w kolejce do drzwi, zerkali jeden na drugiego i,szepcząc coś, wychodzili. Ciekawe.To, co trwało jakieś dziesięć minut, zanim rozpoczęła się lekcja,zabrało teraz trzydzieści sekund.To już coś", powiedziałem do siebie.Jedyną osobą, która zatrzymała się przy moim biurku, była Amanda Lovett.Oparła dłoń na brzuchu.- Czy to pan profesor był w zeszłym tygodniu w szpitalu i siedział obokpacjentki w śpiączce na trzecim piętrze? Takiej ładnej, młodej kobiety, hm.pani Maggie? Gdy po raz pierwszy uczyłem się prowadzić samochód, zawszezastanawiałem się, co by to było, gdyby włączyć nagle wsteczny bieg, jadącautostradą z prędkością stu pięćdziesięciu kilometrów na godzinę.- Tak, to ja.Amanda staranie dobierała słowa.Ani na chwilę nie spuściła ze mnie wzroku.- Pracuję na nocną zmianę w naszym szpitalu jako pomoc pielęgniarska.Ja.miałam wtedy dyżur, gdy oboje, to znaczy cała wasza trójka przyjechała na izbęprzyjęć.- Skubała zamek plecaka.- Bardzo mi przykro, panie profesorze.Pomagam opiekować się pańską żoną.Zmieniam jej pościel, myję ją i tak dalej -Amanda przerwała.- Mam nadzieję, że nie będzie pan się gniewał, ale gdy pananie ma, mówię do niej.Pomyślałam sobie, że ja chciałabym, żeby ktoś ze mnąrozmawiał, gdybym.gdybym to ja tam leżała.Teraz już wiedziałem, jak musiał czuć się cesarz bez szat.- Profesorze? - zapytała, spoglądając na mnie przez okulary, z twarzą o półmetra od mojej.Spostrzegłem jej skórę tuż pod oczami.Była delikatna, bezzmarszczek, pokryta drobnymi kropelkami potu.Przykuwała moją uwagę.Dostrzegałem tam piękno.- Bardzo mi przykro z powodu pana syna.oraz żony.- Zarzuciła swój plecak na ramię i wyszła.A ja stałem tam nadal.Nagi.Pocieszałem się jedynie tym, że nie zdawałasobie sprawy z tego, co zrobiła.Wiedziałem o tym, patrząc jej w oczy.Wychodząc, zatrzymała się jeszcze w drzwiach, obróciła się i powiedziała:- Profesorze, jeżeli pan nie chce, nie będę już z nią rozmawiała.Może niepowinnam o to pytać.Pomyślałam sobie tylko, że.- Nie - przerwałem jej, przerzucając papiery - rozmawiaj z nią.kiedy chcesz.Proszę.Pokiwała głową [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl