[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dwaj ostatni staliprzed Mistayą, osłaniając ją własnymi ciałami.Wydarzenia miały tak szybki przebieg, żezdołali się jedynie obudzić i podbiec do niej.Czarodziej wyplatał palcami jakiś rodzajochronnego zaklęcia: jego stare i suche niczym gałązki chrustu dłonie kreśliły złudne rysunkiw oślepiającym świetle rozgorzałego na nowo ogniska.Czarownica unicestwiła zaklęcie wzarodku, po czym ruszyła do przodu, aż znalazła się 55w obrębie światła.Odrzuciła do tyłu kaptur i ujawniła przed nimi swoją postać.- Nie trudz się, Questorze Thewsie - poradziła mu, gdy szykował się do kolejnejpróby.- Tym razem nie uratuje cię żadna magia.Starzec wybałuszał na nią oczy, drżąc cały z wściekłości i oburzenia.- Nocny Cieniu, coś ty zrobiła? - wykrzyknął zachrypłym szeptem.- Co zrobiłam? - powtórzyła z oburzeniem.- Nic, czego bym wcześniej niezaplanowała, czarodzieju.Nic, o czym bym nie marzyła przez wiele długich lat.Czydostrzegasz w końcu, w jak beznadziejnej sytuacji się znalazłeś?Abernathy odsuwał się chyłkiem w poszukiwaniu broni, której mógłby użyćprzeciwko niej.Wykonała gwałtowny ruch i zamarł w miejscu.- Lepiej, skrybo, jeśli zostaniesz tam, gdzie jesteś.- Uśmiechnęła się doń, zadowolonaz przepełniającego ją poczucia władzy.Questor Thews wyprostował się, próbując w ten sposób odzyskać godność.- Przeceniasz swoje siły, Nocny Cieniu - oświadczył zuchwale.- Nasz pan nie puści citego płazem.- Sądzę, że wasz pan będzie miał pełne ręce roboty, próbując utrzymać się przy życiu -odpowiedziała, uśmiechając się jeszcze szerzej.- Och, myślę, że naprawdę będzie miał corobić.Szkoda, że was tam nie będzie, aby mu pomóc.%7ładnego z was.W tym momencie Questor Thews przejrzał jej plan.- Przyszłaś po dziewczynkę, prawda? Po Mistayę?- Ona należy do mnie - powiedziała czarownica.- Zawsze należała do mnie! Urodziłasię na moim terytorium, czerpała magię z mojej ziemi! Gdyby nie interwenqa istotczarodziejskich, byłaby wówczas moja.Tym razem będzie jednak inaczej, czarodzieju.Tymrazem ją zdobędę.A kiedy to nastąpi, nigdy nie będzie chciała mnie opuścić.Ognisko huczało i trzaskało pośród głębokiej nocnej ciszy niczym zagorzałypoplecznik wiedzmy sprzyjający jej w realizacji haniebnego spisku.Questor Thews iAbernathy, niezdolni do ucieczki, przypominali strachy na wróble uwięzione w kręgu jegoświatła.Nie upadali jednak na duchu.- Holiday przyjdzie po nią - ponowił z uporem starzec - nawet jeśli my zginiemy.Nocny Cień się roześmiała.- Nie słuchasz mnie uważnie, Questorze Thewsie.Holiday musi najpierw poradziesobie z Rydallem, a Rydall już się postara, aby go zniszczyć.Taki jest mój plan i tak się stanie, moja w tym głowa.Król Marnhull jest moim tworem i doprowadzi do zniszczeniaHolidaya.Jest to tak samo pewne jak to, że po nocy przychodzi dzień.Holiday będzie walczyłze swoim przeznaczeniem, czemu z przyjemnością będę się przyglądała, lecz w końcuulegnie.Pozbawiony dziecka, przyjaciół, a w końcu i żony, umrze zupełnie samotny iopuszczony.Nic innego mnie nie zadowoli.Nic innego nie zadośćuczyni cierpieniu, któregodoznałam.- To ty stworzyłaś Rydalla? - zapytał półgłosem osłupiały czarodziej.- Wszystko stworzyłam, co się do tej pory wydarzyło i co się jeszcze wydarzy.Tobędzie dzieło mego życia: patrzeć, jak król-marionetka staje się nikim, i nie zawiodę się.Abernathy zrobił ostrożnie krok do przodu.- Nocny Cieniu, nie możesz tego zrobić.Zostaw Mistayę.To tylko dziecko.- Tylko dziecko? - Uśmiech pierzchnął z jej twarzy.- Nie, skrybo.Co do tego wszyscysię mylicie.Właśnie tym nie jest.Wiem to.Widzę w niej siebie.Widzę tą, którą byłam.Widzę, kim może zostać.Dam jej tę wiedzę, którą wy byście chowali przed nią.Ukształtuję jąw zgodzie z tym, do czego jest stworzona.Jej dusza skrywa demony czekające, aż ktoś jespuści ze smyczy; chcę jej pomóc je uwolnić.Wykorzystam moc jej dziecięcej wyobrazni.Niech to będzie wasza ostatnia myśl.Kiedy skończę z nią, stanie się moim narzędziemzniszczenia króla-marionetki! Zobaczy ją jeszcze raz, przytuli do piersi jak węża i tegoż dniawyzionie ducha!Gdy zamilkła, czekając na ich reakcję, dojrzała bezradność w ich oczach.QuestorThews próbował ukradkiem na nowo zebrać swą rozproszoną magiczną moc i stworzyćkolejne zaklęcie ochronne, obracając sękatymi palcami na tle swego chudego ciała.Uśmiechnęła się, widząc daremność jego prób.Nikt nie zauważył, jak Gwizdek wysuwa sięchyłkiem z lasu i staje na samym skraju polany daleko od nich, ostrożnie stawiając krzywełapki i uważnie przyglądając się całej scenie swymi smutnymi oczami.- Co zamierzasz z nami zrobić? - zapytał Abernathy, rzucając przez ramię spojrzeniena Mistayę.Zastanawiał się, czemu do tej pory się nie obudziła.- Właśnie, Nocny Cieniu, co? - powtórzył pytanie Questor Thews.Próbował zyskać naczasie, aby móc ukończyć tworzenie zaklęcia, nie zdając sobie sprawy, że już dawno jest zapózno.- Nas również zamienisz w kamienie?Nocny Cień uśmiechnęła się.- Nie, czarodzieju, nie zadawałabym sobie tyle trudu, żeby robić coś tak prozaicznegoz tobą.Ani z tobą, skrybo.Byliście nieustannym zródłem mej irytacji, lecz tym razemwtrąciliście się po raz ostatni.Wasze życie kończy się tutaj.Nikt już was nigdy nie ujrzy. Przez chwilę czas stanął w miejscu, a słowa wiedzmy były ledwie słyszalne w trzaskuogniska.Wtem ręce Questora uniosły się i rozbłysnął przed nim szeroki łuk magii.Abernathyobrócił się natychmiast do Mistai i nachylił się, próbując ją chwycić.Nocny Cień sięzaśmiała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl