[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten najbliżej próbował coś powiedzieć, ale okazało się, że musi najpierw odkaszlnąć.- No to my.eee.już sobie pojedziemy.I odjechali, jakby ich goniły piekielne ogary.Czy też jeden ogar, gwoli ścisłości.Ubawiona Angelica odprowadziła ich wzrokiem.Dominic na powrót wepchnął za cywilizowaną maskęi mocno spętał zaborczego górala, którym w istocie był,po czym czekał na jej komentarz na temat tego, co bezwątpienia postrzegała jako przesadną reakcję na zachowanie trzech głupich szczeniaków.Zza rogu wyłonili się Jessup i Thomas, prowadząc konie.Reszta grupy wyszła z gospody.Angelica wreszcie się odwróciła.Uśmiechnięta, posła­ła mu aprobujące spojrzenie, po czym uniosła ciężkąspódnicę do jazdy konnej, żeby zejść na drogę.Chwycił ją za rękę, zstąpił z podestu i pomógł jej zachować równowagę.Puścił ją, ale, niezdolny się powstrzymać, oparł dłoń z tyłu jej talii, kiedy eskortował ją do klaczki, by następnie podsadzić na siodło.- Dziękuję - rzekła z uśmiechem.W jej zielonozłotych oczach czytał jedynie aprobatę.Skinął głową, dosiadł Herkulesa i skierował go na północ.Zrównała się z nim na karej klaczce.- Zastanawiam się, jak nazwać tę wspaniałą dziewczynę - powiedziała, kiedy opuszczali wioskę.Poklepała klacz po smukłej szyi.- Jak na razie nic stosownego nieprzychodzi mi do głowy.Jaka jest żeńska odmiana Zbója?Angelica.- Nie wiem.Co powiesz na Stokrotkę?Roześmiała się.- Mówię poważnie.Potrzebuję czegoś, co do niej pasuje.- Czarna Błyskawica? - zaproponował po namyśle.Jechali na północ, przerzucając się imionami.***Miarowo posuwali się dalej, minęli Kelty i zmierzaliw stronę jeziora Leven.Dominic przeważnie utrzymywałtempo na poziomie wolnego galopu; na tym odcinku niemusieli się śpieszyć, a chciał dać Angelicę czas na dogranie się z nowym wierzchowcem.Klaczka, obnosząca się teraz dumnie z imieniem Hebanka, początkowo rozbrykana, stawała się coraz bardziej posłuszna, coraz lepiej reagowała na polecenia swej pani.Zanim jeszcze ujrzeliszare wody jeziora, czujność Dominica się przytępiła.Przynajmniej w odniesieniu do klaczki.Dosiadająca jej amazonka to była zupełnie inna sprawa.Zasadniczo Dominic miał większe szanse przewidzieć zachowanie Hebanki niż Angeliki.Czego dowodem choćby incydent przed oberżą.Jakkolwiek sam nie poczuł się ani trochę zszokowany własną zaborczością, po niej spodziewał się oporu, nie zaś pełnego wdzięczności uśmiechu.Wcześniejsze, nie tak znów skąpe doświadczenia z damami jej pokroju nauczy­ły Dominica, że każde nadmiernie zaborcze zachowaniegrozi czymś więcej aniżeli tylko marsem na czole.Tymczasem Angelica zareagowała uśmiechem, stanowiła uosobienie rozsądku.Nie miał najmniejszego pojęcia, jak to interpretować.Niebo pozostało bezchmurne.Kiedy jechali, przeczesywał wzrokiem okolicę, instynktownie wypatrując niebezpieczeństwa.- Opowiedz mi jeszcze o zamku.- Angelica przybliży­ła się do niego na klaczce.- O tym, jak funkcjonuje klan.Wybitnie rozsądne pytanie; skoncentrował sięna udzieleniu odpowiedzi.Słuchała z uwagą, miała świetną intuicję.Kolejnymipytaniami naprowadziła Dominica na szeroko zakrojone, szczegółowe wyjaśnienia na temat reguł funkcjono-wania klanu, wzajemnych relacji w zamkowej społeczno­ści oraz tego, kto był kim na zamku.- Czyli zdecydowana większość zamkowej służby nale­ży do klanu lub przynajmniej jest z nim powiązana?- Griswold to jedyny wyjątek.- Hm.W którymś momencie, kiedy już ustalimy, jakwywiedziemy w pole twoją matkę, będziemy musieli zdecydować, jakiego rodzaju pomoc ze strony twoich ludzi nam się przyda, komu i w jakim zakresie możemy ufaći tak dalej.Na razie jednak, ile ogółem osób mieszkaw obrębie zamkowych murów i co mi o nich powiesz?Jechali przed siebie, a Dominic starał się jak najpełniej odpowiedzieć na każde jej pytanie.Skupienie Angeliki na tym, by zebrać wszystkie informacje, jakie mogą okazać się jej potrzebne na zamku, zarazem dodawałomu otuchy i uspokajało go.Narastała w nim pewność, żeoni dwoje, razem, skutecznie oszukają matkę i odzyskają kielich.Dzięki temu zelżał nieco ciężar brzemienia na jegobarkach.- W porządku.- Uznawszy, że jak na jeden dzieńprzyswoiła już dość wiadomości na temat zamku i jegomieszkańców, Angelica zwróciła myśli ku innemu interesującemu ją obszarowi.- Jakie są podstawowe źródła klanowych dochodów? - Pochwyciła spojrzenie Dominica.- Widziałam kontrakty i inne dokumenty, którymi sięzajmowałeś.Oczywiste, że chodzi nie tylko o przedsięwzięcia związane z uprawą roli i hodowlą zwierząt.Uniósł brew, ale układ jego warg sugerował rozluźnienie.- Dużo wiesz o tych sprawach?- Co nieco.Majątek moich rodziców opiera się na polach uprawnych, sadach, hodowli owiec i krów i tym podobnych.Pokiwał głową i wbił wzrok przed siebie.- Gospodarstwa rolne także mamy, ale dodatkowe,nie tak typowe z punktu widzenia Anglika przedsięwzięcia to.cóż, są przynajmniej trzy większe, a do tego sporo rozsianego po chatach rzemiosła.Słuchała, wciągnięta w jego świat, kiedy opisywałmnóstwo opartych na rolnictwie dziedzin przemysłu,o których dotąd wiedziała niewiele ponad to, że ani chybi istnieją.Pytała i zbierała informacje, podczas gdy konie galopowały miarowo, z tętentem kopyt pokonując kolejne metry.Ściągnęli wodze przed mostem na całkiem pokaźnejrzece.Kopyta głośno stukały o bruk, kiedy pokonywaligo stępa.Angelica przyjrzała się pasmu wzgórz na horyzoncie.- Perth leży po tej stronie czy za nimi?- Za nimi.- Dominic uniósł się w siodle, żeby obejrzeć się na resztę towarzystwa.Kiedy znów usiadł prosto, dodał: - To rzeka Earn.Do Perth mamy około ośmiu kilometrów.Droga powiedzie nas przez przełęcz i dalej do miasta.- Perth! - Wyprostowała się.- Właśnie sobie przypomniałam.- O czym? - Spojrzał na nią ostrożnie.- Tam znajduje się dom Pięknego Dziewczęcia, czyżnie? Chodzi mi o to, że naprawdę istnieje, możemy pójśćgo zobaczyć.- Popatrzyła na niego pełna entuzjazmu,ale napotkała skonsternowany wyraz twarzy.- Dom Katarzyny Glover z Pięknego Dziewczęcia z Perth.- Nadal nie rozumiał.- Najnowszej powieści sir Waltera Scotta.- Ach.- Rozchmurzył się.- Nie czytałem tego.- Ukazała się nie tak dawno, jesteś więc usprawiedliwiony, czy jednak wiesz, gdzie mieści się ten dom?- W Londynie słyszałem rozmowy na ten temat - odparł po zastanowieniu.- Spytamy w hotelu, ale jeśli to ten, o którym myślę, wówczas tak, przypuszczalnie damyradę rzucić na niego okiem.- Dziś wieczorem? Jeśli do Perth mamy tylko osiem kilometrów, będziemy na miejscu za niespełna godzinę.- Zapewne.- Umilkł na chwilę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl