[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Rozumiesz?  Wtedy Konrad się śmiał.Ali kiwał głową. Dobrze.To teraz mi pokaż!Puszczał go i cofał się kilka metrów.Ale Ali nadal czuł jego obecność, jakby trener nadal trzymał goza nadgarstki. Myśli i ciało stanowią jedność  mówił Konrad. Pracuj! Pilnuj się, uskocz!  pouczał go.Unosił dłoń i pozwalał, żeby Ali uderzał.Raz za razem.Potem usuwał się na bok, próbując nadal godrażnić swoim spojrzeniem, ciałem.Rozpoznaj przeciwnika, podejdz go, nie ustawaj!  mówiły jego oczy. Jeszcze pięć minut.Walcz!Walcz!Ali się zatrzymał.Pot spływał mu po ciele.Powinien powiedzieć o wszystkim Konradowi? Nie, bowtedy Konrad zrozumie, że Ali rzeczywiście był tak głupi, na jakiego czasem wyglądał.%7łe nie miał dośćrozumu, żeby trzymać się z daleka od kłopotów.I żadne tłumaczenia tego nie zmienią.Konrad był twardy, nie ustępował.Ali wielokrotnie obserwował takie sytuacje.Jeśli ktoś dał się wciągnąć w jakąś awanturęna mieście albo narobił sobie kłopotów w szkole, to nawet jeśli świetnie się zapowiadał, nie miał uKonrada szans.Mehrdadowi też przepowiadano świetlaną przyszłość, mówiono nawet o drużyniekrajowej, ale po jakiejś awanturze na mieście Konrad wskazał mu drzwi.Takie były zasady.Konrad być może nawet rozumiał swoich chłopców, ale to niczego nie zmieniało.Nawet jeślipozwoliłby Alemu nadal ćwiczyć, to nie miałby do niego zaufania.Magia prysnęła.Czy istniały słowa, które mogły wyrazić to, co się stało? Zapewne tak, ale Ali ich nie znał.Nawet popersku.Dziadek zwykle potrafił wyrazić wszystko, ale rzadko opowiadał o tym, co widział. Dużo widziałem , mawiał.Mitrze udawało się czasem coś z niego wyciągnąć, wieczorem, kiedy pokolacji siadali w dużym pokoju.Pytała wtedy ojca, czy pamięta to czy tamto.Głupie pytania, myślałnieraz Ali.Ale dziadek pamiętał wszystko, często znacznie więcej niż matka.Kiedyś opowiedział im, jak to kiedy jeszcze był chłopcem, miał wtedy może dwanaście lat, uciekł zdomu, zwabiony przez domokrążcę sprzedającego miedziane naczynia.Mężczyzna potrzebowałpomocnika i obiecał dziadkowi kilka groszy za każde miasteczko, w którym się zatrzymają. Wiesz, ile jest takich miasteczek?  spytał kupiec, a dziadek tylko pokręcił głową.W tym miejscu Hadi zwykle przerywał opowieść, by dać wyraz zdziwieniu, że w jego kraju jest tylemałych miasteczek.Znał kilka w najbliższym sąsiedztwie, ale nie miał pojęcia, że jest ich tak dużo.Podążył więc za kupcem, jak mężczyzna chciał, żeby go nazywać, do następnego miasteczka, gdzierzeczywiście dostał obiecane parę groszy, następnego dnia podążył za mężczyzną do kolejnegomiasteczka.Kiedy dotarli do kolejnego, w którym Hadi był kiedyś razem ze swoim ojcem i któreprzypominało jego rodzinne miasteczko, naszedł go nagle smutek i zaczął tęsknić.Postanowił oddaćkupcowi zarobione monety, ale ten zaczął krzyczeć i nie chciał go puścić.Hadi zdecydował się więc naucieczkę i udało mu się wrócić.Kiedy zbliżał się do domu, brudny, zmęczony i zawstydzony, zobaczył ojca siedzącego obok drzwi.Nie spojrzał na syna, ale Hadi podszedł do niego i powiedział: Przepraszam, ojcze, już nigdy nie opuszczę naszego miasteczka.Dziadek roześmiał się i spojrzał na wnuka. Obiecałem nigdy nie opuścić rodzinnego miasteczka i moich rodziców, ale, jak wiecie, niedotrzymałem danej obietnicy.Ta historia była wyraznie skierowana do Alego.Mitra nie lubiła jej i Ali rozumiał dlaczego.To ona,jego matka, zmusiła rodzinę do ucieczki.Ona albo raczej jej  pomysły , jak mawiał dziadek.Określeniebyło lekko ironiczne, bo już sama myśl, że kobieta mogłaby mieć jakiś pomysł, wydawała sięniedorzeczna.Natomiast nigdy nie wspominał o tym, że jego dwaj synowie powzięli podobnepostanowienie i że przyszło im za to zapłacić życiem.Hadi mawiał, że Reza i Farhad byli synami, zktórych każdy ojciec mógłby być dumny.W głębi duszy był też dumny ze swojej córki, Ali wyraznie toczuł.Dziadek rzadko podnosił głos na Mitrę, ale kiedy mu się to zdarzało, unosił wysoko brwi i stukałlaską w podłogę.Wyglądał wtedy jak drapieżny ptak.Ali chętnie zaparzyłby dziadkowi herbatę, potem usiedliby razem przy stole w kuchni.Hadi nie byłwylewny, ale to odpowiadało Alemu.Mitra mówiła za wszystkich.Zawsze miała mnóstwo pytań i uwag. Ali zrób to, Ali zrób tamto, odrobiłeś lekcje, nigdy nie macie nic zadane? pytała bez przerwy albonagle wybuchała:  Ali, dlaczego jeszcze nie sprzątnąłeś pokoju?Hadi, który nie potrafił czytać i ledwie był w stanie się podpisać, nie zadawał mu pytań o szkołę.Czasem tylko rzucał, że Ali powinien się dużo uczyć, żeby zostać adwokatem.Prawdziwym adwokatem,dodawał.Takim, który nie kłamie i nie wyłudza od ludzi pieniędzy.Twierdził, że są tacy.On sam kiedyśtakiego spotkał.W Kazeron. Wszyscy adwokaci to złodzieje , ripostowała Mitra. Nie byłaś w Kazeron , odpowiadał dziadek.Dlaczego cię tu nie ma, dziwił się Ali.Krążył po mieszkaniu, dotykał różnych przedmiotów, zmęczony bezsenną nocą.Stanął przy oknie, alezaraz się cofnął, bojąc się, że ktoś może go zobaczyć.Zgłodniał, zrobił sobie kanapkę, zjadł kilka kęsów.Znów rozległ się dzwonek.Ali podszedł do telefonu, położył rękę na słuchawce, ale nie podniósł jej.Po chwili odezwała się jego komórka.Nie rozpoznał numeru na wyświetlaczu.Chodził po mieszkaniu jak tropiona zwierzyna, która wszędzie węszy niebezpieczeństwo.Bo wie, żeono istnieje.On też wiedział.Niebezpieczeństwo czyhało nie tylko na zewnątrz, ale i na klatce czy napodwórku.Stanął za firanką i nagle przyszło mu na myśl, że powinien mieć broń.Wyobraził siebie, jakceluje do kogoś, idącego przez parking, i nagle z ofiary zamienił się w myśliwego.Byłby w staniepociągnąć za spust? Zgiął palce.Zamknął oczy i próbował wyobrazić sobie, jakby to było.Bawił sięmyślą.Musi coś wymyślić, nie może biernie czekać, aż go namierzą, otoczą.Był pewien, że Mehrdadzawziął się na niego.Czyżby żałował? To nie miało żadnego znaczenia.Nieszczęście się stało i teraz Alibył tym, który zagrażał kuzynowi.Już na zawsze będą ze sobą związani, na śmierć i życie, ich losy siępołączyły.Wrócił do swojego pokoju, włożył rękawice bokserskie i uderzył w worek.Raz, potem następny ijeszcze raz.Krótkie, gwałtowne serie, przyspieszony oddech.Zrobił przerwę, a potem uderzał dalej zsiłą i koncentracją, które uszczęśliwiłby Konrada. 10Sobota, 10 maja, 13.20Ottosson spojrzał na Ann Lindell, ale po chwili mówił już dalej. Dlaczego na litość boską ktoś niszczy całą ulicę? Ze złości  powiedział Fredriksson. Z zemsty  zasugerował Ola Haver. Gdyby chodziło o jeden konkretny sklep, to tak.Ale dlaczego ktoś chciałby się mścić na całejDrottninggatan? Może zaczęło się od jednego sklepu, ale poszło dalej  wtrącił Haver. Kiedy to się zaczęło?  spytał Riis. Nie wiemy na pewno, ale przypuszczalnie jakoś po północy  powiedział Haver. Nie było żadnych patroli? Awantura domowa w Eriksbergu, awantura na ulicy w Flustret, która pózniej przeniosła się doknajpy, do Godtemplarfiket  tłumaczył Fredriksson, używając nazw jeszcze z lat sześćdziesiątych. Do Birger Jarl, tak?  sprecyzował Haver.Fredriksson spojrzał na niego i się uśmiechnął. Poza tym mieliśmy próby podłożenia ognia w Svartb�cken.Jakiś dureń usiłował zaprószyć ogień nakilku stacjach benzynowych, a zakończył sprawę pięknym ogniskiem w garażu na Stiernhielmsgatan. Litości  jęknął Ottosson [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl