[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mogę tego zrobić.  Mamy umowę oświadcza, wpatrując się wemni e płonącym wzrokiem.Jesteś moja, Nikki. Kładzie midłoń na karku i przyciąga mniedo siebie.Drugą ręką podnosimój podkoszulek i obejmujemoją pierś. Moja powtarza.Wypełnia mnie ciepło płynącez jego dłoni, tracę oddech.Pragnę go, ale nie mogę tegozrobić.Nie mogę.Kręcę głową. Zrywam umowę. Nie pozwalam ci.Gniew tłumi moje zażenowanie i obraca w pyłpożądanie. Mam gdzieś, na co mipozwalasz.Powiedziałam nie.Jego kciuk zatacza leniwekółka na moim sutku. Przestań.Nie przestaje. Czego się boisz? Nie boję się. Tego,myślę, gdy zaciska się wokółmnie pętla pożądania.Tego, jaksię przy tobie czuję.Tego, doczego to doprowadzi.Nie, nie boję się.Jestemcholernie przerażona.  Bzdura. Przyciąga mnieblisko i bierze w posiadaniemoje wargi.Całuje mniezaborczo, a potem odpycha.Czuję na tobie smak strachu,skarbie.Powiedz mi.Do diabła,Nikki, pozwól mi to naprawić.Kręcę głową.Brak mi słów. Dobrze.Nie nakażę cidotrzymać umowy.Aleprzynajmniej pokaż mi, cotracę.Podrywam głowę, by naniego spojrzeć. Słucham? Chciałem mieć portret.Chciałem kobiety.Nagiej, Nikki.Nagiej i otwartej w moimłóżku.Pokaż mi przynajmniej,co tracę.Gniew wybucha we mnieniczym podpalona benzyna. Czy ty sobie ze mnie kpisz,do cholery?Damien jest całkowiciespokojny, wpatruje się we mniebez wyrazu. Nie.Zdejmuj dżinsy,Nikki.Pozwól mi się zobaczyć. Ty sukinsynu. Mrugam,po moim policzku spływa łza.Chciałam, by blizny były mojąbronią? Cóż, i tym właśniebędą.Gniewnie rozpinam spodnie, po czym zsuwam je, ażopadają na podłogę.Skopuję zestóp te cholerne klapki i stajęprzed nim na lekkorozstawionych nogach.W tensposób na pewno nie przeoczyzgrubień na moich biodrach iwe wnętrzach ud. Tycholerny sukinsynu.Nie wiem, czego sięspodziewać, gdy Damien nagleopada na kolana.Jego twarzznajduje się na poziomie moichbioder, delikatnie pocieraopuszkiem kciuka najgrubsząbliznę na biodrze.Zacięłam sięgłęboko, a byłam zbyt przerażona, by jechać napogotowie.Zamknęłam ranętaśmą klejącą i klejem, po czymobwinęłam ściśle bandażem.Udało mi się dochowaćtajemnicy, lecz blizna jestohydna.Nawet po tychwszystkich latach wciąż jestróżowawa. Och, skarbie. Jego głosjest miękki niczym pieszczota. Wiedziałem, że jest coś, ale. Urywa, drugą dłonią badablizny we wnętrzu ud. Kto cito zrobił?Zamykam oczy i pochylamgłowę zawstydzona. Słyszę, jak cicho wypuszczapowietrze, domyślił się.Zmuszam się, by znów na niegospojrzeć. Tego się bałaś? %7łezobaczę twoje blizny? %7łe niebędę cię potem pragnął?Na czubku mojego nosazatrzymuje się pojedyncza łza.Opada i ląduje z cichympluskiem na jego ramieniu. Kochanie. Słyszę mójból w jego głosie.Pochyla się imuska językiem wnętrzemojego lewego uda.Skórę iblizny.Nie mogę w to uwierzyć.Nie ucieka.Całuje mnie tam tak słodko, a potem bierze mnie zaręce i pociąga w dół, żebymuklękła przed nim.Wyglądam okropnie, pomoich policzkach płyną łzy, znosa mi kapie.Mam czkawkę,nie mogę oddychać. Cicho  mówi Damien ibierze mnie w ramiona.Przywieram do niego, gdy niesiemnie na łóżko i kładzie namateracu w samympodkoszulku, który powolizaczyna zdejmować.Krzyżuję ramiona na piersi iprzechylam głowę na bok, by naniego nie patrzeć.  Nie  mówi i prostujemoje ręce.Jest w nim niecowspółczucia, nie zmusza mniewięc, bym na niego spojrzała.Powoli bada moje blizny,jakbym była mapą, jego palceśledzą każdą z nich.Szepczekojące słowa, w jego głosie niema przerażenia.Nie ma odrazy. To próbowałaś przedemną ukryć.To dlatego przedemną uciekałaś.To dlategochciałaś być namalowanadokładnie taka, jaka jesteś.Nie czeka na odpowiedz.Jużwie. Jesteś cholerną idiotką, Nikki Fairchild. Surowośćjego głosu zmusza mnie doodwrócenia głowy.Spoglądamna niego, spodziewając sięgniewu, odrazy i złości.A widzępożądanie. Nie chcę ikony.Ani na ścianie, ani w łóżku.Pragnę kobiety, Nikki.Pragnęciebie. Ja.Przyciska palec do moichwarg. Nasza umowa jest nadalaktualna.%7ładnych sprzeciwów.%7ładnych wyjątków.Staje, podchodzi do okna izrywa jedną z zasłon.Słyszę brzęk ozdobnych klamerek,które mocowały materiał dodrążka. Co robisz? To, co chcę  odpowiada,przywiązując koniec zasłony dosłupka łóżka. Podnieś ręce.Mój puls przyspiesza, leczposłusznie wykonuję polecenie.Nie chcę w tej chwili dowodzić.Nie chcę kontrolować.Chcę, byzbił mnie z nóg, by się mnązaopiekował.Delikatnie owija tkaniną mójnadgarstek, przekłada go przezsłupki i obwiązuje druginadgarstek.Potem koniec zasłony przywiązuje do słupka. Damien. Sza. Całuje miękkąskórę mojego nadgarstka,muska wargami rękę, ramię, apotem wypukłość piersi.Zamyka usta na prawym sutku issie mocno, sprawiając, żepuchnie i mrowi, w tym czasieuciska i głaszcze drugą pierś.Wszystkie nerwy mamwyczulone, a najbardziejdrażliwe są piersi i łechtaczka.Moja pochwa pulsuje, zaciskamu d a , próbując uwolnić nieconarastającego napięcia.Damien podnosi głowę i uśmiecha się do mnie, ma takprzebiegły wyraz twarzy, iż odrazu domyślam się, że dokładniewie, jak cierpię.Znów mniecałuje, zsuwając się do brzuchai pępka aż do włosów łonowychi.Och, tak, proszę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl
  • e sławy
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kajaszek.htw.pl