[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czuła się tak, jakby jej skrzyżowane ramiona utrzymywały w ryzach całe ciało.Azy napłynęły jej do oczu i spłynęły do gardła.%7ładen mięsień nie drgnął.Ciało poraził prądgniewu.Miała ochotę zerwać się z krzesła, złapać Seliga Mindisha za gardło i wyrwać mujęzyk.A on na nich nie spojrzał.Nawet kiedy poproszono go, by wskazał na nich palcem,uczynił tylko gest ręką, pokazując, z oczyma utkwionymi w prokuratorze, w kierunku stołu,przy którym siedzieli.Nie spojrzał w ich stronę.Notując coś na kartce, Jake złamał ołówek.Mindish mówił dalej, sypiąc nazwiskami i datami, przypominając rozmowy.Nie odrywała odniego wzroku.Azy obeschły.Gniew minął.Bez przerwy patrzyła na świadka, z uwagąkoncentrowała wzrok na podium dla świadków, obejmowała się ramionami.ZmuszenieSeliga Mindisha, aby zauważył jej obecność na sali sądowej, stało się dla niej ważniejsze niżżycie.Pragnęła tego.Chciała wydobyć z tej trupiej kreatury potwierdzenie swej egzystencji.Potrafiła pogodzić się z prześladowaniem, ze śmiercią, ale nigdy z tak monstrualnymkłamstwem, które było fałszowaniem jej prawdziwego życia.Spójrz na mnie, Zwinio! Spójrz!Dowiem się, dlaczego to zrobiłeś.Nie będziesz mnie ignorował.Jesteś mi winien spojrzenieswojej zgniłej, tchórzliwej duszy.Ty morderco, ty Kozaku! Zwinio! Spójrz na mnie.Wyzywam cię, żebyś na mnie spojrzał.W tym momencie dentysta opisywał w zeznaniach, jak to niektóre rysunki przechowywałw ciemni, którą urządził w szafie w swoim gabinecie.Rysunki byty pomniejszane iwydrapywane na dentystycznej kliszy rentgenowskiej.Między kartami pacjentów,szlifierkami i gipsowymi szczękami.Malutki asystent prokuratora podszedł do swego stołu iwrócił z oprawionym jak przezrocze kawałkiem dentystycznej kliszy rentgenowskiej,trzymając ją w dwóch palcach. Czy to miał pan na myśli? Tak. Czy mógłby pan to obejrzeć i powiedzieć sądowi, co to jest? Biorąc kliszę do ręki i odwracając ją pod światło, Selig Mindish zaczął się uśmiechać naprawdę  tak jak dzieci, które nadymają policzki i parskają przez nos, kiedy ma się wydaćich tajemnica.Ten człowiek był kretynem.Ale zanim wyrzekł słowa, które zaprowadziły ichdo grobu, odwrócił się i spojrzał przelotnie na Rochelle, przez ułamek sekundy patrząc jejprosto w oczy z tym samym idiotycznym uśmiechem gasnącym na ustach i z głupim, aleważnym kawałkiem kliszy rentgenowskiej w szpatułkowatych palcach  i w małych,świńskich, szarych oczkach dentysty dostrzegła cień świadomości, której szukała: przyznał,że ona istnieje.Grymas potwierdzenia tej chwili na sali sądowej, chwili w ich życiu;oszołomiło ją, gdy wyczytała z niego przesłanie człowieka, który patrzy na nią nie jakozdrajcapowieść jako sekwencja analiz.Ale co z katem? Spokojny, szanowany człowiek, obecniena emeryturze.Jego numer znajduje się w książce telefonicznej miasta Yonkersnie, nie jako zdrajca błagający o przebaczenie, nie było widać w tym błagania oprzebaczenie ani wyrachowanej nienawiści, która mogła go do tego pchnąć i usprawiedliwićgo, nie, ani hipnotycznego spojrzenia faceta z zaprogramowaną amnezją, ani aktorskiegospojrzenia współoskarżonego, odgrywającego swą rolę na użytek sądu  nic z tych rzeczy: dałwyraz zaufaniu, jakie mają do siebie towarzysze, współwinni, ale gotowi dosamopoświęcenia, i to, co powiedziałem, wyczerpuje możliwości mojego przekazu, alemusiałeś się już zorientować, co i dlaczego się dzieje.Ujrzała życie towarzysza, życie pełnestrasznego, wzajemnego żalu, smutnej determinacji, i przeświadczenie dzielenia tej samejwiedzy, jej podtekstu seksualnego.A potem odwróciła się, żeby spojrzeć na męża.Ascherpochylił się nad stołem, coś zaciekle notując.Zza pleców Aschera wyłonił się skamieniałyobraz człowieczego losu: jej mąż siedzący prosto, z zamkniętymi oczyma i z wyrazem bóluna twarzy, który wygiął mu kąciki ust ku górze.I byli nie na procesie, ale znów na letnimobozie w Paine Lodge  Mindish, Paul i Rochelle  trzymali się za ręce i podnosili je kujeżynowej nocy, a przygrywały im skrzypki świerszczy i żabia kapela.Wirowali wskomplikowanych figurach, nurkowali pod arkadami ramion, zadziwiając braci pokazemtańca ludowego o nieskończonej urodzie, nieprzemijającej gracji.Wtedy przyszła jej dogłowy straszna myśl, że Paul nie musiał odwzajemniać spojrzenia Mindisha.%7łe kiedy onachroniła go przed swoim przerażeniem, on ukrył przed nią jedno ze swoich zasadniczychuczuć.I że to, co nią w tym momencie owładnęło, jej mąż już wcześniej odczuwał w głębi serca.W jednym z jej ostatnich listów do męża jest taka linijka.Hazardzista nie ma żadnychpraw.Linijka non sequitur.Linijka, która nie ma sensu.Jej kontekstem jest jedna z tychnieszczęsnych rozmów, jakie pozwolono im prowadzić przez druty kolczaste raz w tygodniu,małżeńska sprzeczka, prowadzona po cichu, na chybcika, w rozgorączkowaniu, poniżeniu imdłościach; kiedy on starał się uzyskać jej aprobatę dla tego, co zrobił na własną rękę, dlawciągnięcia jej w tę sprawę, dla przyjętej linii obrony, dla zaryzykowania w tej grze ich życia.Po niepowodzeniu trzeciej apelacji zerwała z nim wszystkie kontakty.Przypisuje się tozwykle jej powszechnie znanym zaburzeniom umysłowym  sąd raz w tygodniu przysyłał doniej psychologa na rozmowę.Chcą, żebym dostosowała się do ich koncepcji umierania,napisała do Aschera.Ale przez ostatni miesiąc życia nie pisała do Paula i dokładnie niewiadomo, czy widzieli się wieczorem przed egzekucją, chociaż uważa się, że tak.Prawdopodobnie się spotkali, na ostatni taniec przed śmiercią, na pogodzenie się ze sobążarliwie z miłością ze strachem, a dozorcy więzienni przemykali korytarzami kamieniestukały kraty grzechotały; i zadrżeli poddali się falom dreszczy spazmom skurczomwstrząsom jakby śmierć na krześle elektrycznym była czymś, co ludzie przeżywają razem. Chyba postradałeś rozum  powiedziała Linda Mindish.Z wściekłością wgniotłapapierosa w popielniczkę. %7łal mi ciebie.Czy to z tego powodu chcesz zobaczyć się z moimojcem?  Zaśmiała się. O mój Boże, o mój Boże. Wstała, wygładziła spódnicę i bluzkę.  Nie nabrałaś się. Mój biedny, udręczony chłopcze.Wiedziałam, że tego chciał.Miał to być sposób, żebysię z tego wywinąć.Wyobrażasz sobie?  Zwróciła się do Dale a. Słyszałeś kiedyś coś taknaciąganego i absurdalnego? Mój Boże.Słuchaj, Danny, spotkanie z moim ojcem nic ci nieda.Mój Boże, im dłużej o tym myślę! Pozwól, że coś ci powiem, bo muszę iść.Straciłamprzez ciebie dość czasu.I pamiętaj, że nie boję się ani ciebie, ani zamieszania, jakie mógłbyśwywołać.Nie jesteśmy byle kim.Zacznij tylko rozrabiać, a pożałujesz.Tato nie powiedziałnawet połowy tego, co wiedział.Oni byli ubabrani we wszystko, w rzeczy, które nigdy niewyszły na procesie.Mieli swoje wtyczki w badaniach kosmicznych, w pracach nad broniąrakietową i biologiczną, we wszystkim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl