[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jakim cu-dem jesteś taki dobry?- Nigdy nie widzisz, jak gram, głąbie - odparł Gruby Mancho.-W twoim wieku byłem na topie.Grałem z najlepszymi i wygrywa-łem.Obejrzałem się przez ramię i zobaczyłem Carol, która szła w na-szą stronę, z filiżanką kawy w jednej dłoni i zimnym piwem w dru-giej.- Dobra nowina - powiedziałem.- Przerwa.Usiedliśmy pod murem na trzech egzemplarzach niedzielnegowydania  Daily News.Carol i ja piliśmy na spółkę kawę, a GrubyMancho siorbał rheingold.- Jak się trzyma Irlandczyk? - spytał Grubas o Michaela.- Widuję go tylko w sądzie - odparłem.- Z tej strony chybawszystko jest w porządku.Wykonał swoją część pracy.- Dobrze się spisał - stwierdził Gruby Mancho.- Widziałemprawników, którzy nie mieli nagranej sprawy, a wyglądali na bar-dziej złachanych.Gdybyś nie wiedział, to byś się nie kapnął.Tendzieciak ma silniejsze nerwy niż zabójca.- John i Tommy zaczynają się czegoś domyślać - powiedziałem.- Nie wiedzą tylko, co jest grane.- Prędzej Meksykanin zostanie prezydentem, niż się połapią -stwierdził Gruby Mancho.- O'Connor świetnie się spisał - pochwaliła Carol.- Kiedyprzemawia w sądzie, wygląda jak brat blizniak F.Lee Baileya. - On już dawniej był dobry - odparł Grubas.- Potem przegrał kil-ka spraw i zaczął dawać w szyję.Od tamtej pory brał tylko ochłapy.- Dla tej sprawy wytrzezwiał - powiedziałem.- Ma szansę wy-grać, nawet bez świadka.- Jest pijakiem, ale nie głupcem - stwierdził Gruby Mancho,stawiając puszkę piwa na ziemi.- Jeżeli wygra, wszyscy zabójcy zobu stron rzeki będą mieli w kieszeni jego wizytówkę.- Czy to prawda? - spytała Carol, zakrywając się szalikiem posame oczy.- Czy co jest prawdą? - nie rozumiałem.- Czy możemy wygrać tę sprawę bez świadka?- Już ją wygraliście - odparł Gruby Mancho.- Posmakowaliściezwycięstwa.Teraz liczycie na to, że wam się upiecze.- Oni muszą wyjść na wolność, Grubasie - powiedziałem.- Wy-gramy tylko wtedy, kiedy John i Tommy wyjdą.- Wobec tego musicie udowodnić, że nie było ich w tamtym pu-bie - stwierdził Gruby Mancho.- Tylko wasz świadek może to zro-bić, a ciągle zachowuje się jak niewidzialna ręka.Nikt jeszcze niewidział tego sukinkota.- A co, jeśli się nie pojawi? - spytała Carol.- Jeśli sprawa bę-dzie musiała zakończyć się bez niego?- Macie uliczną sprawiedliwość - powiedział Gruby Mancho.-To jest realne.Ale rzucanie się z gołymi rękami na sprawiedliwość wsądzie to kretyństwo.- Zarówno jedna, jak i druga odbiera ci życie, Grubasie.Z tymtylko, że sprawiedliwość uliczna robi to szybciej.- Liczy się tylko ta uliczna - odparł Gruby Mancho.- Sprawie-dliwość w sądzie jest dla bogaczy, dla ludzi, którzy mają garnitury,adwokatów, pieniądze, trzy imiona.Jeśli masz forsę, możesz kupićtam niewinność.Na ulicy sprawiedliwość nie ma ceny.Tam, gdziesiedzi sędzia, ona jest ślepa.Ale tutaj nie jest ślepa, tutaj ta dziwkama oczy.- Potrzebujemy obu rodzajów sprawiedliwości - nie ustępowa-łem. - W takim razie musicie znalezć świadka - podsumował GrubyMancho, wstając i wyjmując piłkę z kieszeni spodni.-A ja muszę cidokopać.Ruszaj się, frajerze.Przegrywasz czterema punktami.- Czy możemy dokończyć pózniej? - spytałem, zbyt zdrętwiałyz zimna, by wstać.- Kiedy pózniej? - spytał Gruby Mancho, przyglądając mi siępodejrzliwie.- W połowie lipca - odparłem. 16.W pierwszych trzech dniach ataku Danny O'Connor zdołał posiaćwątpliwości w umysłach ławników.Wezwał na świadków przyjaciółi krewnych Johna i Tommy'ego, z których większość stanowili męż-czyzni i kobiety w średnim wieku lub starsi, o słodkich oczach iszczerych twarzach.Wszyscy zeznali, że chociaż chłopcy czasamiłobuzowali, to z pewnością nie byli zabójcami.Nikt nie widział, by John Reilly czy Tommy Marcano kiedykol-wiek mieli w dłoni rewolwer.Dwie kelnerki, które dyżurowały w noc zabójstwa zeznały, żeoskarżeni zawsze zachowywali się w pubie w sposób uprzejmy.Nieprzypominały sobie Johna Reilly czy Tommy'ego Marcano w noczabójstwa Seana Nokesa.Powiedziały, że w momencie strzelaninyznajdowały się w kuchni i nie wyszły stamtąd aż do przyjazdu poli-cji.- Czy dwaj zabójcy znajdowali się w pubie, kiedy policja przy-była? - spytał O'Connor jedną z kelnerek.- Sądzę, że zdążyli już wyjść - odparła.- Dlaczego tak pani sądzi?- Zabójcy nie czekają na gliniarzy - powiedziała.- W tej dziel-nicy nikt nie czeka na gliniarzy.- Pani też pochodzi z tej dzielnicy, a mimo to czekała - zauwa-żył adwokat.- Mnie za to płacili - odparła. Barman Jerry zeznał, że po południu w dniu zabójstwa Seana No-kesa podał oskarżonym dwa piwa i dwa drinki.Siedzieli cicho i wy-szli przed upływem godziny.Zapłacili dwudziestką, zostawiającnapiwek, po czym wyszli z pubu.W czasie strzelaniny Jerry znajdo-wał się w kuchni, gdzie przygotowywał sobie kolację, dlatego niewidział, kto zastrzelił Seana Nokesa.Kiedy tylko strzały ucichły,Jerry zadzwonił po policję.Przez cały czas Michael zadawał proste pytania, nigdy nie son-dował głębiej niż świadek sobie życzył, nigdy nie poddawał w wąt-pliwość żadnej części zeznań.Był nieodmiennie grzeczny, kordialnyi rozluzniony, bez trudu zdobywając zaufanie świadków.O'Connor pogłębiał wątpliwości posiane w umysłach ławników,wątpliwości, które pojawiły się po raz pierwszy wraz z zeznaniemnaocznego świadka oskarżenia, Helen Salinas.W tym celu wezwał eksperta, doktora George'a Paltrone, lekarzaz Bronxu, który prowadził też klinikę detoksykacyjną.Doktor Pal-trone potwierdził, że jeżeli pani Salinas istotnie wypiła taką ilośćalkoholu, jak zeznała, jej relacja nie była wiarygodna.- Czy chce pan przez to powiedzieć, że pani Salinas była pijana?- spytał O'Connor.- Niezupełnie pijana - odparł doktor Paltrone.- Wypiła jednakdostatecznie dużo, by jej zdolność oceny uległa zachwianiu.- Czy strzelanina jej nie otrzezwiła?- Niekoniecznie.Lęk, który odczuwała, mógł dodatkowo utrud-nić racjonalną ocenę sytuacji.- Innymi słowy, doktorze, alkohol i strach nie zawsze prowadządo prawdy?- Zgadza się - potwierdził doktor Paltrone.- Najczęściej nieprowadzą.W tych dniach obrony prowadzonej przez O'Connora siedziałemna swoim stałym miejscu w trzecim rzędzie, ledwo słuchając.Niepotrafiłem się skupić na przebiegu procesu.Myślałem o księdzuBobbym i o tym, co postanowił zrobić.Wiedziałem, że bez niego mogliśmy co najwyżej liczyć na podzieloną ławę przysięgłych, a to zkolei oznaczało kolejny proces i najprawdopodobniej wyrok skazu-jący.Nie widziałem księdza Bobby'ego od czasu, kiedy poprosiłem goo złożenie zeznań.Uznałem, że zwrócenie się z pytaniem do O'Con-nora było zbyt ryzykowne, a Michael znajdował się poza moim za-sięgiem.Wszyscy ludzie w dzielnicy najwyrazniej zdawali sobiesprawę, że trzymamy w zanadrzu jeszcze jednego świadka.Jednak nikt, nawet Król Benny, nie wiedział, kim był ten świadekani kiedy zamierzał się pojawić.- Jeżeli nie pokaże się jutro, to jesteśmy skończeni - powiedzia-łem do Carol, kiedy trzeci dzień dobiegał końca.- Moglibyśmy znalezć kogoś innego - podsunęła Carol.- Mamyjeszcze czas.- Kogo? - spytałem.- Papież jest w Rzymie, a nie znam żadnychrabinów.- Możemy pójść do niego i jeszcze raz z nim porozmawiać -powiedziała Carol.- Albo poprosić kogoś, żeby to zrobił [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl