[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dla przykładupodam, że w 1995 roku, kiedy tam przebywałem - stawka za usługę pogrzebową u ks.prałatawynosiła 5 mln zł.Wyjątków od ustalonych stawek nie zanotowano.Kiedy jedna kobietaz płaczem prosiła o spłatę w ratach ww.kwoty - ks.Hedoniusz zapewniał ją, iż tego uczynićnie wolno bo  taka jest stawka. Czy pani nie może pożyczyć kilka milionów aby opłacićpogrzeb własnego męża? - pytał zdziwiony.Oprócz słabości do dużych pieniędzy (do czego sam się przyznawał) ks.prałat miał naturalnąsłabość do płci przeciwnej.W całym mieście znana jest historia jego związku z właścicielkąbaru, z którą miał się jakoby pewnej nocy  zakleszczyć.Pomocy namiętnej parze udzieliłwówczas miejscowy lekarz i stąd cała sprawa wyszła poza mury plebanii.Przyznam się, iżtrudno mi było uwierzyć w tę, moim zdaniem, grubymi nićmi szytą opowieść.Słyszałem jąod wielu osób, w tym od swojego proboszcza, ale znając spryt prałata nie podejrzewam goo tak głupią wpadkę.Mogę tylko powiedzieć, że widziałem kilka eleganckich kobietwychodzących od niego o różnych porach.Przekonałem się na własnej skórze, że tenczłowiek był na prawdę podły i dwulicowy, ale ludzie nienawidzili go zbyt mocno, abymożna było wierzyć wszystkiemu co mówili.Niewiarygodnie brzmi dla mnie jeszcze inna historia również opowiedziana mi przezproboszcza Jaremę.Ksiądz Bogacki już jako kleryk, a pózniej młody ksiądz był bardzo butnyi zepsuty moralnie.Wielokrotnie ratowały go niezbadane bliżej  chody u ówczesnegobiskupa ordynariusza Michała Klepacza.Jako młody wikariusz, zwykł nasz bohater urządzać61 ostre popijawy z podobnymi jak on księżmi -  ascetami.Na takie zamknięte  rekolekcjeczęsto sprowadzano na pokuszenie parę dziewczyn niezbyt ciężkiego prowadzenia.Jednaz takich orgii wg.słów księdza Jaremy, tak się rozwinęła, że wikary Bogacki aby uatrakcyjnićją jeszcze bardziej wpadł na iście szatański pomysł.W trakcie imprezy przeprosił na chwilęgości, poszedł do Kościoła, a po chwili wrócił niosąc kilka kielichów mszalnych.Zdumionymbiesiadnikom zaczął serwować w nich drinki.Podobno jeden z nich - jego kolega ksiądz -wytrzezwiał w jednej chwili, wstał i wyszedł na zewnątrz, ale reszta ekipy świetnie się dalejbawiła.Ta historia brzmi niewiarygodnie nawet dla mnie.Choć poznałem setki różnych księży, uważam, że jedynym wśród nich człowiekiem, którymógłby dopuścić się takiego świętokradztwa - był ksiądz prałat Bogacki.Rzecząniewiarygodną, ale prawdziwą jest jego majątek, który (łącznie z prywatną posiadłością)można porównać z niewieloma współczesnymi fortunami w Polsce.Nie siedzę w kieszeniksiędzu prałatowi Jankowskiemu z Gdańska, ale śmiem twierdzić, że trochę mu doBogackiego brakuje.Aączy ich na pewno przeświadczenie o magnackim pochodzeniu, czynneuprawianie polityki i zamiłowanie do marki  mercedes benz.Jak łatwo się domyśleć, mój proboszcz Jarema Trunkowski i inni księża zamieszkujący naplebanii, nie darzyli prałata Bogackiego pozytywnymi uczuciami.Doskonale ich zresztąrozumiałem.Wystarczającym powodem do braku takich uczuć, był fakt pobierania przezprałata słonego czynszu za zajmowane przez nas mieszkania.Jak żyję nie słyszałemo podobnym przypadku, aby księża płacili za mieszkanie na plebanii, którą wybudowali dlanich parafianie!Nie bez powodu zacząłem opowieść o swojej drugiej parafii charakterystyką prałatai dziekana aleksandrowskiego w jednej osobie.Wszystko bowiem w tym mieście i obuparafiach kręciło się wokół niego i od niego zależało.Nic dziwnego zatem, że księża z całejarchidiecezji mówiąc o Aleksandrowie używali zamiennie określeń -  łódzki i  Bogucki.Oprócz prałata, mojego proboszcza i mnie - plebanię zamieszkiwali jeszcze trzej księża.Niewiele starszym ode mnie był ksiądz Piotr - zastraszony i lizusowaty względem swojegowielkiego szefa.Pozwoliło mu to jednak pobić wszelkie rekordy rezydowaniaw Aleksandrowie - był tu już od 3 lat.Jego kolegą, współpracownikiem był kapłan okołopięćdziesiątki, ale jeszcze na stanowisku wikariusza.Ksiądz Paweł, bo o nim mówię, byłułożonym kapłanem, typem urzędnika.Ponieważ jako jedyny z wikarych (nie licząc prałata)nie uczył religii w szkole - jako specjalność przypadła mu praca w kancelarii i pogrzeby.Pozatym, że był służbistą (tak wyglądała praca u Zw.Rafała) wszyscy lubili go za miłąpowierzchowność i wysoką kulturę osobistą.Miał chyba tylko jedną, za to wielką słabość -ładne samochody.Całe swoje mieszkanie i garaż obwiesił plakatami wozów najlepszychmarek.Sam jezdził nowym oplem Astra, któremu poświęcał większość swojego wolnegoczasu.Kiedy patrzyłem z jakim namaszczeniem pieścił swój samochód nie mogłem oprzeć sięwrażeniu, że przelał na niego wszystkie swoje niezaspokojone instynkty opiekuńczei ojcowskie.Ksiądz Paweł np.mył swój samochód tylko najdelikatniejszymi szamponamii wyłącznie w miękkiej wodzie, tzn.w czasie deszczu.Kupił do tego celu długi płaszczprzeciwdeszczowy z kapturem.Sama jazda już go tak nie rajcowała - wątpię aby w ciągumojego pobytu zrobił więcej niż.200 kilometrów.Ostatnim z księży zamieszkującychplebanię w Aleksandrowie był proboszcz niewielkiej -  budującej się parafii - Rąbienia.Jegoparafia przylegała do naszej, a Kościół był oddalony nie więcej niż 2 km od naszej kaplicy.Ks.Mikołajczyk był moim faworytem - bardzo oddany sprawie Kościoła, a przy tym stojącytwardo na ziemi, ludzki i z wielkim poczuciem humoru.62 Aby zakończyć tę zbiorową - księżowską - charakterystykę, muszę powrócić jeszcze doczłowieka, o którym mogę najwięcej powiedzieć, bo najlepiej go poznałem.Mój proboszcz,ks.Jarema Trunkowski był dość przystojnym rudym facetem o korzeniach, jak już mówiłem -góralskich.Miał tzw. spóznione powołanie - przed wstąpieniem do seminarium pracowałkilka lat po maturze.Uczelnię Aódzką skończył razem z moim znajomym z Aodzi-Retkinii,ks.Wiesiem.Ks.Trunkowski nie miał lotnego umysłu, ani inteligencji prałata, chociaż ciągledo niego aspirował.Miał za to gołębie, ludzkie serce dla swoich parafian.Od samegopoczątku zdobył sobie ich wielką sympatię.Widać było, iż swoją pierwszą, własną parafięi jej mieszkańców traktował z wielkim oddaniem.Leżały mu na sercu zarówno potrzebyduchowe, jak i materialne nowej placówki duszpasterskiej.Do mnie odnosił się bardzokulturalnie i poprawnie - wręcz przyjacielsko.Czasami tylko był nieco mrukliwy, a takżenieszczery - lubił grać  na dwa fronty , krytykować kogoś za plecami i roznosić plotki.Odniego dowiedziałem się co kto ma na koncie i na sumieniu.Po prostu lubił takie tematy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl
  • łtowska Barbara Bez pożegnania 04 Mea culpa
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • donmichu.htw.pl