[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ojciec, patrząc za nią, po-wstrzymał się od uśmiechu.49  Ty jesteś kluczem do fortu  mówił dalej Montana. Powiedzmi, jak to zrobić.Musimy się tam dostać we dwóch, ja i mój przyjaciel.Powiedz, jak to przeprowadzić, a otrzymasz sowitą nagrodę.Zdjął pas i otworzył.Posypały się złote monety. Amerykańskie złoto  dodał.I zaczął układać jedne na drugich błyszczące złote pięciodolarówki,dziesięć stosików po dziesięć sztuk; razem było tego pięćset dolarów.Suma jak na amerykańskie pogranicze Rio Grande niewielka, jak naMeksyk  ogromna. Widzisz, Rosito?Dziewczyna odeszła od okna wolno, z gniewną twarzą.Popatrzyłana złoto, popatrzyła na Montanę.Nagle szybkim ruchem strąciła po-łowę na podłogę.Monety toczyły się z brzękiem ku ścianom.Przez chwilę mierzyła gościa spojrzeniem tak złośliwym, iż zdawałosię, że się na niego rzuci.Lecz tylko się wykręciła na pięcie i uciekła zpokoju.Drzwi zamknęły się z hałasem.Obcasy zastukały szybko naschodach. Masz odpowiedz  mrukną Miguel. Nie, nie poszła do cantina.Wybiegła na dwór.Z tymi słowy Montana poszedł wyjrzeć na schody.Po chwili wróciłna krzesło. Czy se�or zaczeka na nią ze mną, czy mam czekać sam?  zapy-tał. Powiedz mi, jak zdobyłeś tyle amerykańskiego złota?Montana chwilę myślał. Spotkałem szulera jankesa  zaczął. Grał jak wszyscy diabli.Tasował talię, dawał mi do zdejmowania i zawsze trafiałem na zna-czoną kartę.Więc ja w swojej talii naznaczyłem dwie karty.Roześmiały mu się oczy, gdy znalazł pierwszą, ale zaraz podsuną-łem mu drugą z najniewinniejszą miną.Tak przerżnął, że oddał miwszystkie pieniądze, jakie miał, konia i siodło.Przy sposobności na-uczyłem się od niego kilku nowych jankeskich słówek.Miguel zapomniał o rezerwie.Oczy mu błyszczały z łobuzerskiejuciechy.Nachylił się ku gościowi i oblizał wargi jak zwierzę, które do-stało dobrze jeść.50  Zwietnie, świetnie!  powtarzał. Człowiek dużo potrafidwiema rękami i dziesięcioma palcami, byle zgrabnymi.Możesz sampoczekać na Rositę.Ale uprzedzam cię, że będziesz z nią miał kłopot.Ona potrafi się uśmiechać z wściekłością w sercu.Wpadła w pasję.Ja,ojciec  wolałbym mieć do czynienia z diabłem niż z moją ślicznąRositą, gdy wpadnie w pasję.Wstał i jął kuśtykać ku drzwiom. Czy mam tu spać?  zapytał Montana. Jeżeli się nie boisz.Każę chłopakowi zająć się twoim koniem.Przy drzwiach przystanął i dodał: Wiesz, Jos�, co ci powiem: wierzę, że przyjechałeś po owe szma-ragdy.Wierzę, że pragniesz je zwrócić biskupowi, a nie zagarnąć dlasiebie.Wierzę, że wygrałeś to złoto od szulera-jankesa.Wierzę, że je-steś mądry i dzielny.Mimo to  coś mi mówi, że z tym wszystkimjesteś łgarz  wielki-wielki-wielki łgarz.Przestąpił próg, podczas gdy Montana, wstawszy z krzesła, żegnałgo ukłonem.XIMłokos został sam.Wyjął z kieszeni mały kłębek cienkiego, mocne-go szpagatu i uwiązał jeden koniec do dolnego zawiasu otwartychdrzwi, a drugi do swego krzesła.Siadłszy tyłem do drzwi, zaczął pisaćna kawałku papieru: Czemu się gniewasz, Rosito? Twojej życzliwości nie mógłbymkupić, ale za stratę czasu, kłopoty i odrobinę niebezpieczeństwa na-leży się zapłata.Przypuszczam, że przyślesz tu do mnie zaufanegoczłowieka, wielkiego i silnego, żeby się przekonać, kto właściwie po-winien nosić tę żółtą skórę w srebrne cekiny, ja czy on.A gdybychciał dodatkowej nagrody za rozwalenie mi łba lub przebicie serca,to na podłodze i na stoliku leży pięćset dolarów.Po jego sile i roz-miarach poznam, jak dalece mnie cenisz.Oby był jak najpotężniej-szy! Jeżeli się przestraszę, to z radosnym sercem.51 Na schodach za drzwiami coś się poruszyło.Dzwięk był prawie nie-uchwytny.Młokos pisał szybko: Ale jeżeli się rozmyśli i nie przyjdzie, jak prędko ty się zjawisz,Rosito?Tu usłyszał sapnięcie czy sieknięcie i zerwawszy się błyskawicznie zrewolwerem w ręku, zdążył zobaczyć, jak ogromny drab zbrojny w nóżwali się na ziemię z kurczowo wykrzywioną twarzą.Krzesło jechałohałaśliwie po podłodze.Zamachowiec musiał dać skok do drzwi, celu-jąc gościowi nożem między łopatki.Kiedy runął na twarz jak długi, kolba rewolweru Młokosa uderzyłago po czaszce, aż jęknęło.Olbrzym podciągnął kolana, wyprostowałpowoli, wzdrygnął się i legł nieruchomo.Montana odwrócił go na plecy.Nie był to zwyczajny zbir.Morder-czy zawód musiał mu się dobrze opłacać, bo widać było po stroju, żeten człowiek z góry patrzy na świat.Wąsy miał długie, sumiaste, obci-słą, jaskrawo haftowaną kurteczkę i czerwoną jedwabną szarfę.Twarznapiętnowana zwierzęcością, była poza tym urodziwa.Wzrostu byłogromnego.Prócz noża miał dobry nowy rewolwer.Montana zabrałmu jedno i drugie, a nadto spinkę od koszuli z dwoma wielkimi rubi-nami.Tymczasem Meksykanin zaczął się poruszać i nagle oprzytom-niawszy, zerwał się z ziemi zwinnym kocim ruchem. Siadaj, przyjacielu  rzekł Młokos. Rosita będzie ciekawa, cozdziałałeś. Czary!  mruknął nieznajomy, jedną ręką dotykając guza nagłowie, a drugą szyi. Nie żadne czary, tylko kawałek szpagatu.Widzisz, se�or? Oddrzwi do krzesła.Jak się zwiesz? Benito Garza. Odwiąż sznurek i połóż na stoliku; tylko nie próbuj uciekać, bomój rewolwer umie rzucać czary.Benito Garza wykonał posłusznie zlecenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl