[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Heffron odparł: Przepraszam cię, Al, nic na to nie mogę poradzić.Mam na sobie buty,kombinezon, płaszcz i nie mam zamiaru tego wszystkiego zdejmować, bo i tak mi tyłekzamarznie, zanim z niego skorzystasz.W innych okopach żołnierze rozładowywali napięcie, prowadząc długie rozmowy.Rader i Don Hoobler pochodzili z tego samego miasteczka na błotnistym brzegu rzekiOhio. Don i ja po całych nocach gadaliśmy o domu, naszych rodzinach, ludziachi miejscach, a przede wszystkim o tym, co my tu, do cholery, robimy w tym zamarzniętymgraj dole".Spina pamięta dyskusje w okopie:  o polityce, problemach świata i naszychwłasnych.Marzyliśmy o drinku i ciepłym posiłku, najchętniej w tej właśnie kolejności.Planowaliśmy, co zrobimy, kiedy wrócimy do domu, a także wypady do Paryża za tydzieńczy dwa, z obowiązkową wizytą w Follies Bergere.Ale przede wszystkim mówiliśmyo domu".Sierżant Toye, który już wrócił ze szpitala, bardzo nie lubił chwil ciszy pomiędzykolejnymi mozdzierzowymi nawałami.Zagłuszał je śpiewem, a najbardziej lubił śpiewaćpiosenkę I'll be seeing you.Heffron kazał mu się zamknąć, bo go szkopy usłyszą.Toye,niezrażony, śpiewał dalej.Według Heffrona było to straszne przeżycie, bo  Joe był odcholery lepszym żołnierzem niż śpiewakiem".Siedzenie w okopie było złe, służba na wysuniętym posterunku jeszcze gorsza, alenajgorzej było iść na patrol i samemu szukać guza.Ktoś to jednak musiał robić.Towłaśnie niechęć VIII Korpusu do aktywnego patrolowania oraz niezdolność dorozpoznania ugrupowania i zamiarów przeciwnika, po części wynikająca z brakóww stanach osobowych oddziałów, umożliwiła Niemcom skryte ściągnięcie sił i zaskakującyatak 16 grudnia.Dwudziestego pierwszego grudnia porucznik Peacock posłał sierżanta Martina dookopów 1 plutonu.Sierżant każdemu napotkanemu plutonowemu i kapralowi przekazywałrozkaz zwołania odprawy podoficerów plutonu.Kiedy zebrali się na stanowisku dowodzenia Peacocka, dowódca plutonu, spięty jakzawsze, ogłosił: Spocznij.Batalion chce wysłać pluton na rozpoznanie walką i padło na nas.Przerwał, wszyscy milczeli, więc porucznik kontynuował:- 198 - Stephen E.Ambrose Kompania Braci Wiemy, że szkopy są gdzieś w tym lesie przed nami, ale nie wiadomo ani ilu, anigdzie, nie mamy pojęcia o rozmieszczeniu ich stanowisk i posterunków.Naszymzadaniem będzie zebrać te informacje i jeśli się uda, wziąć jeńca.Pytania?Pytań było mnóstwo.Christenson spytał: Jaki jest plan naszego ataku?Mucka interesowało rozmieszczenie drużyn, żeby ich nie poharatać ze swoichmozdzierzy. A co będzie, jak się pogubimy w tym lesie?  zastanawiał się dowódca drugiejdrużyny, Randleman.Peacock nie miał gotowej odpowiedzi na żadne z tych pytań. Kiedy dotrzemy do lasu, będziecie wiedzieć, co robić.Christenson nie posiadał się z oburzenia. Pomyślałem: A to sukinsyn! Nie mazielonego pojęcia o tym, co robi, i wysyła nas w pole.Następny spieprzony od góry dodołu plan naszych drogich wodzów! SNAFU36, i tyle". Wyruszamy o 13.00  stwierdził na koniec Peacock.Christenson był nie najlepszej myśli o planowanym patrolu. O w mordę! Ruszamy na patrol prowadzeni przez samego PanaNiezdecydowanego, mamy przejść niemieckie linie bez żadnego jasnego planu iw dodatku w biały dzień.Jeden wielki rażący taktyczny błąd".Swoje myśli Christensonzachował jednak dla siebie.Wrócił do okopu.Kazał żołnierzom pobrać amunicjęi szykować się do wyruszenia o 13.00.O 12.00 pluton wycofał się kilka metrów poza linię obrony, gdzie ojciec Maloneyudzielił im absolucji.Kiedy ci, którzy mieli na to ochotę, przystąpili już do komunii, kapelanżyczył wszystkim powodzenia.Tuż przed 13.00 pluton zebrał się w lesie za własnymi okopami.WedługChristensona Peacock wyglądał  jak przerażony królik".Nie miał żadnych szczegółowychrozkazów do wydania, nie zdradził ani słowem, że ma jakiś plan.Po prostu powiedział: No dobra, ruszamy".Pluton skierował się na skraj prawego skrzydła rejonu obrony batalionu, do liniikolejowej.Przeszli przez pozycje kompanii D i ruszyli przed siebie, mając tor kolejowy36SNAFU  popularny wśród amerykańskich, a za ich przykładem wśród pozostałych zachodnichaliantów skrót wyrażenia Situation Normal, All Fucked Up  czyli  jak zwykle wszystko spieprzone" [przyp.tłum.].- 199 - Stephen E.Ambrose Kompania Braciz prawej i las z lewej.Szli powoli, szeregiem, często się zatrzymując.Około dwustumetrów przed własnymi liniami Peacock ponownie wezwał do siebie podoficerów.Wydałrozkazy: każda drużyna przeformuje się w kolumnę dwójek, kolumny drużyn ustawią sięjedna obok drugiej, każda wyśle przodem dwóch szperaczy i ruszą przez las, aż wreszciektóraś nawiąże kontakt z nieprzyjacielem.Pluton się przeformował i wszedł do lasu.Kolumny natychmiast utraciły kontaktwzrokowy ze sobą i ze szperaczami.Znieg był miękki, nie zmrożony, więc na szczęścienie chrzęścił pod stopami.Panowała kompletna cisza.Po chwili przerwała ją seriaz niemieckiego karabinu maszynowego.Szeregowy John Julian, szperacz 2 drużyny,został trafiony w szyję, ranny został także szeregowy James Welling, szperacz 3 drużyny.Obsługi karabinów maszynowych plutonu rozstawiły swoje Browningi i odpowiedziałyogniem.Szeregowy Robert Burr Smith z 1 drużyny oddał długą serię w kierunku, skądbyło słychać niemieckie strzały.Kiedy przerwał, niemiecki karabin maszynowy strzelałdalej.Christenson zawołał Martina.%7ładnej odpowiedzi.Randlemana  to samo.Peacocka  też cisza.I tylko coraz więcej niemieckiego ognia.Christenson uznał więc, że 1 pluton został zdziesiątkowany.Raz jeszcze zacząłwołać.Z lasu nadszedł Bull Randleman i Christenson spytał go, czy wie coś o Martiniei Peacocku.Randleman także ich nie widział.Kolejna seria oprószyła ich strąconymz gałęzi śniegiem. Trzeba się stąd gdzieś ruszyć  doszedł do wniosku Randleman.Wraz z Christensonem zaczął wzywać Martina.Bezskutecznie. Spieprzajmy stąd  postanowił Christenson.Bull zgodził się z nim.Zwołali swoich ludzi i zaczęli odskok w kierunku torówkolejowych.Tam spotkali Martina, Peacocka i resztę plutonu.Patrol nie zakończył się wielkim sukcesem.1 pluton rozpoznał stanowiska obronneNiemców i stwierdził, że linia jest słabo obsadzona, a wysunięte posterunki szerokorozrzucone, ale zapłacił za to stratą jednego zabitego (Julian) i jednego rannego.Nieprzyprowadzili też języka.Noc spędzili w zimnych okopach, jedząc zimną fasolęi otrębowe placki, zastanawiając się, czy pogoda kiedykolwiek przejaśni się na tyle, żeby101 DPD mogła przyjąć zrzut zaopatrzenia z powietrza.Dwa następne dni były niemal identyczne.Kompania wysyłała swoje patrole, Niemcyswoje.Czasem kilka pocisków z mozdzierza.Sporadyczna wymiana ognia karabinówmaszynowych.Mróz.Brak środków medycznych.Brak gorących posiłków.Ciągłe- 200 - Stephen E.Ambrose Kompania Bracidreszcze z zimna zżerały energię, której nie było czym uzupełnić.Podoficerowie niemalnie spali.O przeżyciu decydowała szybkość reakcji, a oni byli skostniali z zimna.Wybuchy pocisków wśród gałęzi siały z góry deszczem zabójczych odłamków,drzazg, połamanych pni i gałęzi.%7łołnierze próbowali się przed nimi zabezpieczać,zadaszając okopy balami drewnianymi, ale bez siekier była to trudna robota [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl