[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jej głos oddalił się.Gdy Eddie zdobył się wreszcie na odwagę, żeby do niej podejść,Marion siedziała na kanapie. Chodz tutaj! A przynajmniej spójrz na mnie  powiedziała, aleEddie stał jak skamieniały, wpatrując się w swoje stopy. Eddie, tośmieszne.Powiedzmy sobie, że to było śmieszne, i dajmy temu spokój. To śmieszne  powiedział z rozpaczą. Eddie! Chodz tutaj!  rozkazała Marion.Powłócząc nogami, Eddie powoli ruszył w jej kierunku, wbijającwciąż wzrok w podłogę. Usiądz!  zakomenderowała znów Marion, ale Eddie zdołał tyl-ko przycupnąć sztywno na drugim brzegu kanapy, jak najdalej od paniCole. Nie, tutaj. Otwartą dłonią klepnęła puste miejsce obok siebie,72 Eddie jednak nie był w stanie się ruszyć. Eddie, Eddie, wiem, jacy sąchłopcy w twoim wieku  powtórzyła Marion. A chłopcy w twoimwieku robią właśnie takie rzeczy, prawda? Czy wyobrażasz sobie, żemógłbyś tego nie robić?  zapytała. Nie  wyszeptał Eddie.Zaczął płakać i nie mógł się uspokoić. Ach, nie płacz!  powiedziała z naciskiem Marion.Ona sama nieumiała już płakać  wypłakała się do cna.Potem usiadła tak blisko niego, że Eddie poczuł, jak ugina się podnim kanapa, i mimo woli przytulił się do Marion.Ciągle płakał, a onadługo mówiła. Eddie, posłuchaj, proszę cię  powiedziała. Myślałam, że możektóraś z kobiet Teda wkłada moje ubrania.Były czasami pomięte al-bo wisiały na niewłaściwych wieszakach.Okazało się jednak, że to ty,i właściwie byłeś ujmujący.Składałeś nawet moją bieliznę! A w każ-dym razie próbowałeś ją składać.Sama nie składam nigdy majtek anistaników.Wiedziałam też, że to nie Ted dotyka mojej bielizny  doda-ła, podczas gdy Eddie wciąż szlochał. Och, Eddie.Właściwie bardzomi pochlebiasz.Naprawdę! Nie jest to najprzyjemniejsze lato w moimżyciu, więc cieszę się, że jednak znalazł się ktoś, kto o mnie myśli.Urwała.Nieoczekiwanie sprawiała wrażenie bardziej zakłopotanej niżEddie.Po chwili powiedziała szybko:  Nie chciałam przez to powie-dzieć, że naprawdę myślałeś o mnie.Boże, to byłaby z mojej strony za-rozumiałość, prawda? Pewnie chodziło ci tylko o moje ubranie.To niema znaczenia, i tak jest mi przyjemnie.Na pewno znasz wiele dziewcząt,o których mógłbyś myśleć. Myślę o tobie!  wyrzucił z siebie Eddie. Tylko o tobie. Więc nie wstydz się  odpowiedziała Marion. Udało ci sięuszczęśliwić starszą panią! Nie jesteś starszą panią!  zawołał Eddie. Uszczęśliwiasz mnie coraz bardziej, Eddie!Wstała gwałtownie, jak gdyby chciała odejść.Chłopak nareszcieodważył się na nią spojrzeć.Kiedy zobaczyła wyraz jego twarzy, ode-zwała się znowu: Bądz ostrożny w kwestii uczuć wobec mnie.To znaczy, uważajna siebie  ostrzegła go Marion.73  Kocham cię  powiedział bohatersko Eddie.Usiadła obok niego pośpiesznie, jak gdyby znów zaczął płakać. Nie kochaj mnie, Eddie  powiedziała z większą powagą, niżmógłby się spodziewać. Myśl tylko o moich ubraniach.Ubrania niezrobią ci krzywdy. Po chwili przysunęła się bliżej, ale nie zalotnie,i poprosiła:  Powiedz mi, czy coś, co noszę, szczególnie ci się podoba? Eddie popatrzył na nią w taki sposób, że Marion powtórzyła:  Myśltylko o moich ubraniach, Eddie. Podoba mi się to, co miałaś na sobie, kiedy cię poznałem  po-wiedział chłopak. Boże!  powiedziała Marion. Nie pamiętam, co to było. Taki różowy sweter.Zapinany z przodu. Ten stary łach!  parsknęła Marion.Była bliska śmiechu  Eddiezdał sobie sprawę, że nigdy jeszcze nie widział, jak Marion się śmieje.Był nią teraz całkowicie pochłonięty.Przedtem nie mógł na nią spoj-rzeć, a teraz nie potrafił oderwać od niej wzroku. Ale jeżeli ten swe-ter ci się podoba, to może zrobię ci kiedyś niespodziankę!  powiedziała,znowu raptownie wstając.Eddiemu ponownie zebrało się na płacz, gdy zorientował się, żeMarion zamierza odejść.Gdy była już przy drzwiach, prowadzących naschody, przybrała twardszy ton. Nie bądz taki poważny, Eddie.Nie bądz taki poważny. Kocham cię  powtórzył. Nie kochaj  upomniała go raz jeszcze.Nie trzeba dodawać, że Eddie nie mógł się potem skupić przezcały dzień.Niedługo po tym incydencie Eddie, wróciwszy pewnego wieczoraz kina w Southampton, zastał Marion w swojej sypialni.Nocna nianiapojechała już do domu.Eddie zrozumiał od razu z bólem serca, że Ma-rion nie przyszła go uwieść.Zaczęła mówić o fotografiach wiszącychw jego sypialni i łazience  przeprasza, że mu przeszkadza, ale szanu-jąc jego prawo do samotności i odosobnienia, nie chciała przychodzićdo sypialni Eddiego i oglądać zdjęć, kiedy był w pokoju.Chodziło jejw szczególności o jedną konkretną fotografię (nie chciała powiedziećktórą) i oglądała ją dzisiaj nieco dłużej, niż zamierzała.74 Potem życzyła mu dobrej nocy i wyszła, a Eddie poczuł się nie-ludzko nieszczęśliwy.Ale zanim położył się do łóżka, zauważył, że Ma-rion poskładała jego porozrzucane ubranie.Przewiesiła również ręcznikz poręczy, podtrzymującej zasłonę kabiny prysznica, gdzie zwykle wie-szał go Eddie, na swoje właściwe miejsce, czyli na wieszak na ręczniki.Dopiero na końcu, choć rzecz była oczywista, Eddie zorientował się,że ma posłane łóżko.Sam nigdy go nie słał  zresztą Marion także nieścieliła po sobie łóżka, a w każdym razie nie w wynajętym domu.Rankiem dwa dni pózniej Eddie położył pocztę na stole w  wago-nie i zaczął przygotowywać sobie kawę.Parzyła się już, kiedy wszedłdo sypialni.W pierwszej chwili pomyślał, że na łóżku leży Marion, alepo chwili zorientował się, że to tylko jej różowy kaszmirowy sweter.(Tylko!) Był rozpięty i miał podciągnięte rękawy, jak gdyby tkwiącaw swetrze niewidzialna kobieta podłożyła sobie niewidzialne ręce podniewidzialną głowę.Pośród rozpiętych guzików widać było stanik i byłto bardziej uwodzicielski zestaw garderoby Marion niż którykolwiekz tych, jakie udało się dotąd ułożyć Eddiemu.Biustonosz był biały podobnie jak majtki, które Marion ułożyła dokładnie tam, gdzie lubiłoglądać je Eddie.75 Pójdzcie tu.atem 1958 roku młodą matką Teda Cole a była płochliwa paniLVaughn, drobna i smagła kobieta o wyglądzie zdziczałego zwie-rzęcia domowego.Przez cały miesiąc Eddie widywał ją tylko na rysun-kach Teda  i to wyłącznie na tych, na których pozowała razem zeswoim synem, równie drobnym, smagłym i dziko wyglądającym, jakona, co nasunęło Eddiemu poważne obawy, że zarówno matka, jak i synzdolni są kąsać ludzi.Pani Vaughn miała twarz elfa i pretensjonalniemłodzieńczą, chochlikową fryzurę, ale mimo to nie była w stanie ukryć,że jest naturą gwałtowną albo co najmniej niezrównoważoną.Natomiastsyn pani Vaughn chyba w ogóle nie lubił pozować, ponieważ z jegominy można było sądzić, że lada chwila zacznie pluć i parskać jak osa-czony kocur.Gdy pani Vaughn przyjechała pierwszy raz pozować sama, w dro-dze z samochodu do domu Cole ów  i z powrotem  zachowywała sięniebywale płochliwie.Strzelała oczyma na wszystkie strony i oglądałasię na każdy dzwięk, jak zwierzę, które spodziewa się napaści [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl