[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Położył otwartą walizkęna łóżku, pocałował Savannah w policzek i kazał się dobrze wyspać.Obiecał jej,że rano wszystko będzie wyglądać lepiej.No i tak to się potoczyło.Spędziła noc pod tym samym dachem co Harry,bezpowrotnie rozłączona z rodziną, nawet jeśli nie była to rodzina kochająca.Nastał poranek, ona wypłakała się już i wyspała, i nadal nie miała zielonegopojęcia, co dalej.Zwiadoma była jedynie dwóch rzeczy.Po pierwsze, że jej młodzieńczezauroczenie Harrym wraz z wiekiem nie minęło, lecz przeistoczyło się wmiłość, a po drugie, że pod żadnym pozorem nie wolno jej wyjść za niego zamąż. Harrison podsmażał właśnie bekon, gdy z łazienki dla gości dobiegł goszum prysznica.Zwietnie, zdąży.Gdy Savannah wchodziła do kuchni, nakładałna talerze jajecznicę.Miał nadzieję, że skoro mu tak sprawnie poszło przygotowanie śniadania,równie dobrze potoczy się cały dzień.Tymczasem jedno spojrzenie na twarzSavannah powiedziało mu, że jego optymizm może być nadmierny.- Dobrze spałaś? - zapytał, gdy Savannah podeszła do ekspresu i napełniładwie filiżanki wspaniale pachnącą kawą, którą postawiła na stole.- Tak, dziękuję - odparła, siadając i biorąc do ręki widelec.- Spałamnaprawdę znakomicie.A ty?- Jak kamień - skłamał bez ząjąknienia.W istocie do trzeciej w nocy krążył po gabinecie, zastanawiając się, czybędzie się smażył w piekle, jeśli ulegnie impulsowi i zastuka do drzwiSavannah, by ją pocieszyć.Więcej niż pocieszyć.Oczywiście, nie odważył się na taki krok.Był na to zbyt dobrzewychowany, a poza tym wiedział, że gdyby to zrobił, Savannah uznałaby go zajeszcze jednego człowieka, który ją wykorzystuje.Poza tym istniał następnyproblem, i Harry był pewien, że Savannah zacznie o nim mówić, zanim skończąśniadanie.Od szóstej rano zachodził w głowę, jak obrócić jej wnioski na swojąkorzyść i przekonać ją, że ich umowa małżeńska ma nadal sens.- Zwietnie gotujesz - oświadczyła.- W domu nigdy mnie nie wpuszczanodo kuchni, ale w szkole zapisałam się na kurs gospodarstwa domowego.Myślałam, że będą nas uczyć gotowania, ale oni uczyli nas, jak poznać się naprofesjonalnym cateringu.Prywatne szkoły są nieco zawieszone w próżni, niesądzisz? Ale kiedy wynajmowałam mieszkanie podczas studiów, nauczyłam sięrobić w kuchence mikrofalowej dość podłą pizzę.Niemniej - oznajmiła,nabierając na widelec podsmażane ziemniaki, które o świcie ugotował - nigdynie próbowałam zrobić czegoś takiego. - %7łycie kawalera, Savannah - wyjaśnił, kończąc swoją porcję i zanosząctalerz do zlewu.- Albo polubisz kolacje z mrożonych dań, albo nauczysz sięgotować.Ja wybrałem to drugie.Matka sugerowała mi zatrudnienie stałejgospodyni, ale rzadko jadam w domu więcej niż śniadanie, toteż się niezdecydowałem.Czy to już koniec rozmowy o niczym? Był pewien, że tak.TerazSavannah powie, że dziękuje za śniadanie, ale ze ślubu nici.- Harry.- zaczęła, odwracając się na krześle, by na niego spojrzeć.- Czy chcesz usłyszeć coś zwariowanego? - przerwał jej, chwytając siępierwszej myśli, która mu się nasunęła.Spojrzała na niego z westchnieniem, po czym zaniosła swój talerz dozlewu.- Dobrze, Harry.Powiedz mi coś zwariowanego.Sam Pan Bóg wie, że niesłyszałam niczego zwariowanego od przynajmniej dziesięciu albo i dwunastugodzin.- Umyjemy je pózniej - powiedział, zalewając wodą talerze, po czymzaprowadził ją do gabinetu.Tam kazał jej poczekać, a sam wrócił do kuchni ponastępne dwie filiżanki kawy.- Otwórz szufladę, tę po prawej stronie - polecił,gdy znalazł się przy niej.- Widzisz to granatowe aksamitne pudełko? Wyjmij jei otwórz.Spojrzała na nie, po czym przeniosła wzrok na niego.- Mam je otworzyć? Dlaczego? - zapytała, próbując obrócić wszystko wżart, który chyba jej nie wyszedł.- Czy jest pełne malutkich wybuchającychpapierowych węży?- Mniej więcej - odparł, czując, że jej komentarz jest zbyt bliski prawdy.-Proszę, Savannah, otwórz.Gdy zastosowała się do jego polecenia, z jej ust wyrwał się cichy okrzyk.- Coś innego, prawda? - Czy one są.prawdziwe? - zapytała, dotykając palcem największegokamienia w kolii z szafirów i brylantów.- Mój Boże, Harry, one są prawdziwe,nie? Co ty wyrabiasz, dlaczego trzymasz taką cenną rzecz w miejscu, gdziekażdy może ją znalezć i ukraść?- Masz zamiar to ukraść? - zażartował, po czym się roześmiał, gdy zrobiłaprzestraszoną minę.- No więc czy chcesz usłyszeć coś szalonego? O tymnaszyjniku.Usiadła wygodnie w fotelu, podwijając pod siebie nogi, i dała mu znak, żesłucha.Harrison pomyślał, że nie dopuścił co prawda do tego, by odwołała ślub,lecz pewnie wykopał pod sobą następny dołek.Kobiety nadające się nanarzeczone Coltonów to nie jest temat, który należy poruszyć tego ranka.Leczcóż, nie miał wyjścia.Opowiedział jej całą historię, a potem z zapartym tchem czekał nakomentarz.- Czy Annette go mierzyła? Jak na niej wyglądał? Czy błyszczał? -dopytywała się, trzymając kasetkę na kolanach, lecz nie gładząc już palcamidrogocennych kamieni.- Annette? Nie, właściwie to zapomniałem o tym naszyjniku.Dopierowczoraj babka mi o nim przypomniała.No i wyjąłem go z sejfu.- Gdy Savannah obrzuciła go przenikliwymwzrokiem, dodał: - No, mało brakowało, a bym jej powiedział, że bierzemyślub.Ona jednak i tak się czegoś domyśliła, bo inaczej nie mówiłaby onaszyjniku.Ale moja babka jest w Paryżu.Nie siedziała na wprost mnie i nieczyniła żadnych paskudnych uwag.Toteż jeśli martwisz się, że tajemnica sięwydała.- Sprawa się rypła, kij wsadzony w szprychy - przerwała mu, nadająccałemu temu zdarzeniu specyficzną wymowę poprzez dobór słów.-Pozbawienie elementu niespodzianki. - No właśnie - potaknął.- No więc jeśli się martwisz o coś takiego, toniepotrzebnie.Nic się nie zmieniło.- Och, nie, Harry, to nieprawda - zaprotestowała, zamykając kasetkę iodstawiając ją na stolik.- Annette nie zachowa tego dla siebie.Elementzaskoczenia przepadł, a Sam będzie wiedział, co zamierzasz, zanim twoi ludziezłożą mu ofertę.Nie chciałabym przytaczać wielu starych przysłów, aleostrzeżony jest lepiej uzbrojony, prawda?Dopił kawę i wstał.- Mówię ci, że to nie problem.Moja oferta jest nadal aktualna, Sam nadalnie może mi odmówić.- Harry, siadaj.Nie mogę patrzeć, jak krążysz, a chyba zaraz zaczniesz torobić, prawda?Posłusznie usiadł i zaczął bębnić dłonią o kolano.Po chwili uświadomiłsobie, co robi, i jego ręka znieruchomiała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl