[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zresztą wszyscy skorzystamy na rozwodzie, a najwięcej twoi rodzice.Pewniezaraz zaczną szukać godniejszej kandydatki.- Raczej takiej nie znajdą - mruknął z krzywym uśmiechem.- Jedno małżeństwo ci wystarczy, prawda? Mnie też.Zarezerwuj mi bilet doLondynu na jutro.Dzisiejszą noc spędzę w najbliższym hotelu.- Nie musisz.- Co ci chodzi po głowie? Po tym, co usłyszałam, nie mam ochoty spędzaćostatniej nocy w małżeńskim łożu.- Nic dziwnego.Nie oczekuję aż tak wielkiego poświęcenia.Skorzystam zinnej sypialni.- Nie.To twój dom.Lepiej ja zmienię pokój.- Jak sobie życzysz.Leonie zostawiła go samego.Wybrała pokój najbardziej oddalony od małżeńskiej sypialni.Gdy tam dotarła,kompletnie załamana opadła na łóżko.Na próżno tłumaczyła sobie, że przecież nieoczekiwała trwałego związku.Mimo że wracała do domu, do ojca, serce ją bolało.Zapakowała w jedną walizkę tylko te rzeczy, które kupiła za własne pieniądze.Pozostałe kazała Vidalowi rozdać potrzebującym.Z trudem przetrwała kolejny dzień.Samolot do Londynu odlatywał póznympopołudniem.Vidal zaproponował, że odwiezie ją na lotnisko, ale gdy odmówiła,nie nalegał więcej.Chyba znał ją na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że go odepchnie,jeśli spróbuje ją pocałować.Mimo wszystko formalne, niemal sztywne pożegnaniesprawiło Leonie wielką przykrość.Vidal odszedł bez słowa, nawet na nią niespojrzał, jakby symbolicznie zamykał wspólny rozdział życia.99SR Czekała na taksówkę prawie dwadzieścia minut.Stojący przed nią w kolejcemężczyzna zaproponował wspólną jazdę, ale odrzuciła ofertę.W samolocie łamała sobie głowę, jak oględnie wyznać ojcu prawdę, żeby nieobudzić w nim poczucia winy.Ponieważ nie znalazła bezbolesnego sposobu,zaczęła układać plany na najbliższą przyszłość.Vidal usiłował uciszyć wyrzutysumienia hojnym odszkodowaniem, ale nie zamierzała ułatwiać mu zadania.Zamiast korzystać z jego łaski, wolała poszukać pracy.Northwood przywitało ją ulewą.Zanim przebyła kilka kroków od taksówki dofurtki, przemokła do nitki.Na szczęście w oknach płonęło światło, toteż nie traciłaczasu na szukanie klucza.Zadzwoniła do drzwi.Otworzyła jej obca kobieta.Przezchwilę patrzyły na siebie kompletnie zdezorientowane.Nieznajoma jako pierwszaodzyskała głos:- Leonie, prawda? - wykrztusiła z bezgranicznym zdumieniem.- Głupiepytanie! - dodała pospiesznie.- Znam cię przecież z fotografii.Jestem Shirley.Chyba tata o mnie wspominał?- Oczywiście, nie raz.Opisał panią bardzo dokładnie.- Okropnie zmokłaś.Idz się z nim przywitać, a ja zaparzę kawy.Leonie podziękowała z nieśmiałym uśmiechem.Zdejmując mokry żakiet wholu, ujrzała w lustrze swoją bladą, wymizerowaną twarz z przylepionymi do czoławłosami.Jej nieszczęśliwa mina nie umknęła uwagi Shirley:- Głowa do góry! - pocieszyła.- Gdy odpoczniesz, odzyskasz rumieńce, awłosy swój wspaniały blask.Są wyjątkowo piękne.Jeśli pozwolisz, kiedyś cięnamaluję.- Malujesz portrety?- Nie zawodowo, amatorsko.A teraz pędz do ojca.Sprawisz mu miłąniespodziankę.100SR W to ostatnie Leonie wątpiła.Nie przynosiła przecież dobrych wieści.Z dusząna ramieniu przystanęła przed drzwiami gabinetu.Gdy je otworzyła, Stuart Baxtergwałtownie uniósł głowę.Na jego twarzy kolejno odmalowały się różne uczucia.- Nie wierzę własnym oczom! - wykrzyknął wreszcie z niedowierzaniem.-Naprawdę cię wypuścił!- Czy to takie dziwne? - spytała Leonie, kompletnie zbita z tropu.- Przecieżnigdy mnie nie więził.- Nie musiał.I bez tego miał cię w garści.Od samego początku wiedziałem,czemu za niego wyszłaś.Z początku nie miałem odwagi spojrzeć prawdzie w oczy,ale pózniej wyrzuty sumienia zatruły mi życie.Dlatego złapałem go w Monachiumkilka dni temu.Byłem gotów odsiedzieć za kradzież, byle tylko zwrócił ci wolność.- Jak to? - Leonie aż otworzyła usta ze zdumienia.- Vidal twierdzi, że sampodjął decyzję o rozstaniu.- Ratował twarz.Nie umie przegrywać.Myślę, że naprawdę mu na tobiezależy.Ostatnie zdanie podziałało jak balsam na umęczoną duszę Leonie.Intuicjapodpowiedziała jej, że tata ma rację.Obydwoje z Vidalem cierpieli na przerostambicji.Ratowanie honoru za wszelką cenę omal nie doprowadziło do katastrofy.Uznała, że najwyższa pora wyznać Vidalowi miłość, nawet za cenę odrzucenia, żebyprzez resztę życia nie żałować zaprzepaszczonej szansy.- Jutro do niego pojadę - oświadczyła po krótkim namyśle.- Mimo wszystko go kochasz, prawda? - spytał pan Baxter z wyrazną ulgą.- Tak, całym sercem, chociaż nie jest aniołem.Dlatego muszę sprawdzić, czyodwzajemnia moje uczucie.Jeśli nie, jakoś przeżyję, tylko niech mi to powie prostow oczy.Zaraz zamówię bilet.Podczas gdy Leonie telefonowała, Shirley przyniosła obiecaną kawę.Powysłuchaniu wyjaśnień natychmiast zadeklarowała, że odwiezie ją wraz ze Stuartemna lotnisko.Leonie z wdzięcznością przystała na propozycję.Pozostała część101SR wieczoru upłynęła w równie miłej atmosferze, a raczej upłynęłaby, gdyby Leonienie łamała sobie głowy, jak zostanie przyjęta.Złowieszczy cień pięknej Sanchyprzesłaniał jej widoki na przyszłość.Zabroniła sobie jednak pesymistycznychrozważań.Musiała zrobić wszystko, by odzyskać Vidala.Rozstrzygnięciepozostałych kwestii pozostawiła na pózniej.Następnego dnia wszyscy wstali o wpół do szóstej, by dotrzeć na lotnisko oczasie.Leonie ucałowała ojca, następnie pod wpływem impulsu uściskała ciepłą,serdeczną Shirley.- Jesteście dla siebie stworzeni.Nie zmarnujcie szansy, którą podarował wamlos - doradziła na koniec.- Powodzenia! Trzymamy za ciebie kciuki! - zawołała za nią Shirley.Lot przebiegł spokojnie, a Lizbona powitała Leonie słońcem.W taksówcewspominała swój pierwszy przejazd tą samą trasą w towarzystwie świeżopoślubionego, niemal nieznanego męża.Dziś znała go niewiele lepiej.Nie potrafiłaodgadnąć, jak ją powita.W końcu przestała próbować.Nie ryzykowała przecież nic,ewentualnie kompromitację.Uznała, że to niewygórowana cena za szansę od-budowania zrujnowanego związku.Dopiero na podjezdzie przyszło jej do głowy, że jeśli nie zastanie Vidala,służba może odprawić ją sprzed drzwi.Odetchnęła z ulgą, kiedy ujrzała samochódVidala na frontowym dziedzińcu.Własnego nie dostrzegła w zasięgu wzroku.Przyszło jej do głowy, że albo stoi w garażu, albo Vidal zdążył go komuś przekazać.Kiedyś spytała, czemu wzorem innych bogaczy nie kolekcjonuje reprezentacyjnychmarek.W odpowiedzi usłyszała, że traktuje auto jak środek lokomocji, a nie symbolstatusu.Wokół panowała absolutna cisza, przerywana jedynie brzęczeniem pszczół.Przedpołudniowy upał doskwierał tak mocno, że nawet hałaśliwe cykady zamilkły.Tak jak przewidywała, Ilena na jej widok zaniemówiła ze zdumienia.Leonie102SR musiała dwukrotnie powtórzyć prośbę, częściowo po portugalsku, częściowo namigi, zanim gosposia wpuściła ją do środka.Odnalazła Vidala na jednym z tarasów.Leżał na leżaku pod rozłożystymdrzewem z zamkniętymi oczami.Przeświecające przez liście promienie słońcawzbudzały w ciemnych włosach złociste refleksy.Chyba wyczuł jej obecność, bouchylił powieki, zanim przemówiła.Gdy tylko zobaczył, kto go odwiedził, wstał narówne nogi.Natychmiast pochwycił Leonie w objęcia i przyciągnął do siebie.Zachłanny pocałunek rozproszył wszelkie wątpliwości co do jego uczuć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl