[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyciągnęłam rękę ku niemu, a on ją chwycił.- %7łyją?Uśmiechnął się.- Tak.Nigdy wcześniej nie czułam takiej ulgi.Opadłam z powrotem nałóżko.- Co się stało?- Umierałaś z powodu licznych ran, zadrapań pazurami lykantropów,ugryzienia wampira.Wypił prawie wszystko.- Może właśnie to nas ocaliło.- Może - powiedział Edward i usiadł na brzegu łóżka.Jego marynar-ka rozchyliła się nieco.Wystarczająco, bym mogła dostrzec kaburę zbronią.Zauważył, że na niego patrzę, więc wyjaśnił:- Policjanci zgadzają się co do tego, że nawet potwory mogą żywićurazę.Nawet za twoimi drzwiami stoją gliny.Nie trzymaliśmy się za ręce.Patrzył na mnie tym swoim lodowatymwzrokiem.- Musiałaś zabijać Harleya?Chciałam powiedzieć 'tak', ale zawahałam się.Przypomniałam sobietamto zdarzenie.W końcu.Spojrzałam na niego.- Nie wiem, Edwardzie.Próbowałam mówić do niego, ale nie chciałmnie słuchać.Zaczął podnosić karabin.- Nasze spojrzenia spotkały się.Wpatrzyłam się w jego puste, niebieskie oczy.-Zabiłam go.Widziałeściało.Zrobiłam to szybko.Coupe de grace*.- Wiem.- Jego twarz, głos nie wyrażał żadnych uczuć.To przypomi-nało trochę rozmawianie z manekinem, z tym wyjątkiem, że ten mane-kin był uzbrojony.Ja nie. - Nie rozważałam innego wyjścia.Nawet się nie zawahałam.Edwardwestchnął głęboko.- Wiem, że naprawdę tak było.Gdybyś kłamała, zabiłbym cię.Stanąłw nogach łóżka.- Byłbyś w stanie to zrobić wiedząc, że jestem nieuzbrojona? - Pró-bowałam obrócić to w żart, ale chyba mi nie wyszło.- Sprawdz pod poduszką.Wsunęłam rękę pod poduszkę i wyciągnęłam Firestara.Położyłamgo na kołdrze, ciągle trzymając w dłoni.- Co teraz?- Zawdzięczasz mi życie.- Uratowałam ci życie zeszłej nocy.- My się nie liczymy, zawsze będziemy dla siebie wsparciem, nieza-leżnie od sytuacji.- Więc nie wiem o czym mówisz.- Czasami nawet ja potrzebuję pomocy.Dlatego miałem Harleya.Następnym razem gdy będę w opałach, zadzwonię po ciebie.Chciałam zaoponować, bo nigdy nie byłam pewna, w jakie bagnoEdward mnie wciągnie, ale nie zrobiłam tego.Kiedy patrzyłam w jegopuste oczy, trzymając pistolet, który włożył mi pod poduszkę, wiedzia-łam, że byłby w stanie to zrobić.Gdybym odmówiła, raz na zawszeprzekonalibyśmy się, które z nas jest lepsze.Spojrzałam na pistolet w moich dłoniach.- Mam broń, muszę jedynie wycelować.- Jesteś ranna.Potrzebujesz wsparcia.Jego ręka powędrowała w stronę pistoletu.Położyłam broń obok sie-bie i spojrzałam na niego.Opadłam z powrotem na poduszkę.- Nie chcę tego robić, Edwardzie.- Więc kiedy zadzwonię, przyjdziesz? Przemyślałam to przez pół se-kundy i odpowiedziałam:- Jasne, możesz na mnie liczyć.Uśmiechnął się.To był uśmiech Teda Forrestera, dobrego, staregoprzyjaciela. - Nigdy się nie dowiem jak dobra jesteś naprawdę, dopóki nie zwró-cisz się przeciwko mnie.- Możemy z tym żyć.- powiedziałam.- Tak nawiasem, co powieszna zaproszenie na polowanie na potwory? I nie mów mi, że zrezygnu-jesz ze względu na Harleya.- Zabiłaś go.Zabiłaś go, nawet o tym nie myśląc.Nawet teraz nieczujesz się winna, co do tego nie mam żadnych wątpliwości.Miał rację.Nie czułam się z tym zle.Przerażające, ale prawdziwe.- Więc zaprosiłeś mnie do zabawy tylko dlatego, że jestem teraz ta-kim samym socjopatą jak ty?- Och, wierz mi, nie dorastasz mi do pięt, jeśli o to chodzi - powie-dział.- Nigdy nie pozwoliłbym wampirowi napić się mojej krwi.A tymbardziej nie umawiałbym się z kimś, kto czasami obrasta sierścią.- Czy ty kiedykolwiek się z kimś umówiłeś?Uśmiechnął się tylko.To był jeden z tych irytujących uśmiechów,które oznaczały, że nie miał zamiaru odpowiadać.Ale zrobił to.- Nawet Zmierć ma prawo do przyjemności.Edward się umawiał?Musiałam to zobaczyć.* Coupe de grace - śmiertelny cios zadany cierpiącej lub rannej isto-cie (czyli po prostu dobicie jej). Rozdział 46Gdy opuszczałam szpital, nie miałam żadnych trwałych blizn, któremiałyby pozostać na zawsze.To była zasadnicza zmiana.Richard do-tknął śladów pozostałych po atakach Gabriela, miał poważną minę.Nikt nie powiedział tego na głos.Za miesiąc przekonamy się.Lekarzezaproponowali mi, abym poszła do jednego z ośrodków przystosowaw-czych (czytaj więzień) dla nowych zwierzołaków.Decyzja jest dobro-wolna, ale gdy raz podpiszesz papiery, opuszczenie tego miejsca nawłasne życzenie jest praktycznie niemożliwe.Powiedziałam, że sama osiebie zadbam.Zrugali mnie, a ja kazałam im iść do diabła.Pełnię spędziłam razem z Richardem i jego stadem, oczekując czydołączę do zabójczego tańca.Tak się nie stało.Albo miałam niesamo-wite szczęście, albo tak jak wampir, nie mogłam zarazić się lykantropią.Potem Richard nie chciał już mieć ze mną nic wspólnego.Nie mogłamgo za to winić.Nadal go kocham.Myślę, że z wzajemnością.Jean-Claude'a równieżdarzę uczuciem, ale to nie jest taki sam rodzaj miłości.Nie potrafię tegowyjaśnić, ale tęsknię za Richardem.Podczas krótkich chwil spędzonychw ramionach Jean-Claude'a, zapominam o tym.Ale nadal tęsknię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl