[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale co zrobisz po lecie? Co z college em? Co z resztą twojego życia?Margo wzrusza ramionami.- A co ma być?- Nie martwisz się, no wiesz, że tak zostanie na zawsze?- Wieczność to kompozycja z chwil obecnych - mówi.Nie wiem, co powiedzieć.Przeżuwam tę myśl, kiedy Margo oznajmia: - To Emily Dickinson.Jak mówiłam, dużo terazczytam.Osobiście uważam, że przyszłość zasługuje na naszą wiarę.Ale trudno jestdyskutować z Emily Dickinson.Margo wstaje, zarzuca sobie plecak na ramię i podaje mirękę.- Przejdzmy się.Kiedy wychodzimy na zewnątrz, Margo prosi, żebym dał jej telefon.Wystukuje jakiśnumer, a ja zaczynam się oddalać, żeby mogła swobodnie porozmawiać, lecz ona chwytamnie za przedramię i zatrzymuje przy sobie.Tak więc wychodzę z nią na pole, podczas gdyMargo rozmawia z rodzicami.- Hej, tu Margo.Jestem w Agloe w stanie Nowy Jork, z Quentinem.Ehm.No, nie,mamo, staram się tylko znalezć słowa, żeby szczerze odpowiedzieć na twoje pytanie.Mamo, daj spokój.Nie wiem, mamo.Postanowiłam przeprowadzić się do fikcyjnego miejsca.Oto,co się zdarzyło.Hmm, no cóż, ja raczej i tak nie zmierzam w tamtym kierunku.Mogęporozmawiać z Ruthie?.Cześć, mała.Ale ja kochałam cię pierwsza.Tak, przykro mi.Tobył błąd.Myślałam.Nie wiem, co sobie myślałam, Ruthie, ale to nieważne, myliłam się, aleteraz będę już dzwonić.Mogę nie dzwonić do mamy, ale będę dzwonić do ciebie.Wśrody?.W środy jesteś zajęta.Mhm.Dobrze.Jaki dzień będzie ci odpowiadał?.Więcwtorek.Tak, każdy wtorek.Tak, ten wtorek też.- Margo mocno zaciska powieki i zęby.-Okej, Ruthiaczku, możesz podać mi z powrotem mamę?.Kocham cię, mamo.Nic mi niebędzie, przysięgam.Tak, dobrze, ty też.Cześć.Margo zatrzymuje się i zamyka telefon, ale trzyma go jeszcze przez chwilę.Widzę,jak czubki jej palców różowieją od mocnego uchwytu.Wreszcie upuszcza telefon na ziemię.Jej krzyk jest krótki, ale ogłuszający i dopiero, kiedy się rozlega, uświadamiam sobiepanującą w Agloe skrajną ciszę.- Ona najwyrazniej wyobraża sobie, że moim zadaniem jest sprawianie jejprzyjemności i to powinno być moje najgorętsze pragnienie, a kiedy jej nie zadowalam -zostaję wykluczona.Zmieniła zamki.To była pierwsza rzecz, jaką mi powiedziała.Jezu.- Przykro mi - mówię, rozgarniając na boki kępę wysokiej do kolan żółtozielonejtrawy, żeby podnieść telefon.- Ale chyba fajnie było pogadać z Ruthie?- Tak, jest urocza.Nie mogę sobie darować, że - no wiesz - nie rozmawiałam z nią.- Tak - przytakuję.Margo popycha mnie żartobliwie.- Masz podnosić mnie na duchu, a nie dołować! - wyrzuca.- To właśnie twoja robota!- Nie zdawałem sobie sprawy, że moim zadaniem jest sprawianie pani przyjemności,pani Spiegelman.Zmieje się. - Auć, aluzja do mamy.Co za cios.Ale należało mi się.Więc co u ciebie? Skoro Benchodzi z Lacey, ty z pewnością zaliczasz nocne orgie z tuzinami cheerleaderek.Spacerujemy powoli po nierównym gruncie.Pole nie wygląda na duże, ale kiedy takidziemy, zauważam, że jakoś wcale nie zbliżamy się do widocznej w dali kępy drzew.Opowiadam jej o tym, jak opuściliśmy ceremonię wręczenia dyplomów, o cudownym obrocieDrejdla.Mówię jej o balu pożegnalnym, o kłótni Lacey z Beccą i o mojej nocy w Osprey.- Tamtej nocy nabrałem pewności, że tam byłaś - wyznaję.- Ten koc wciąż tobąpachniał.Kiedy to mówię, jej dłoń muska moją dłoń, więc ją ujmuję, bo czuję, że teraz mniejmogę popsuć.Margo podnosi na mnie wzrok.- Musiałam odejść.Nie musiałam cię straszyć, to było głupie, powinnam była lepiejzorganizować odejście, ale musiałam odejść.Rozumiesz to teraz?- Tak - mówię - ale myślę, że teraz możesz wrócić.Naprawdę tak uważam.- Nie, wcale tak nie myślisz - odpowiada, i ma rację.Widzi to wypisane na mojejtwarzy - rozumiem teraz, że nie mogę być nią, a ona nie może być mną.Może Whitman miałjakiś dar, którego ja nie mam.Dlatego ja muszę spytać rannego, w którym miejscu jest ranny,ponieważ sam nie mogę stać się tym rannym człowiekiem.Jedynym rannym człowiekiem,którym mogę być, jestem ja sam.Przydeptuję trawę i siadam.Margo kładzie się obok mnie, podkładając plecak podgłowę.Ja również się wyciągam.Margo wyjmuje z plecaka kilka książek i podaje mi je,żebym też miał poduszkę.To Wybór poezji Emily Dickinson i ydzbła trawy.- Miałam dwa egzemplarze - oznajmia, uśmiechając się.- To świetny poemat - stwierdzam.- Nie mogłaś wybrać lepszego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl