[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rzeka Embach (Emajógi), która łączyła obydwa jeziora, miałastanowić naturalną linię walki w razie gdyby wróg zdołał zbliżyć się doregionu dorpackiego.Udałem się po rozkazy do ratusza starego,uniwersyteckiego miasta.Wyżsi oficerowie trawili czas na niekończącychsię dyskusjach.Sytuacja była bardzo niejasna.Przybył dowódcaKampfgruppe,generał Waffen SS Wagner, o ustalonej reputacji przeciwnikarównie błyskotliwego, co nieustraszonego, olbrzym o posturze lancknechta,jak zwykle z Krzyżem Rycerskim: prawdziwy kondotier z czasów Renesansu,wesoły, silny, rubaszny, niezmordowany.Krótko mówiąc człowiek, jakiegonam było trzeba w czarnej godzinie, której nadejście wszystko zapowiadało.Kampfgruppe Wagnera była rozstawiona na odcinku trzydziestu kilometrów kolumna zwiadowczych pojazdów opancerzonych, czołgów i całkowiciezmotoryzowanych oddziałów szturmowych.Generał prowadził niewielu ludzi,ale byli to najlepsi żołnierze.W Dorpacie zrobiono mu prezent z amalgamatu kiepsko wyszkolonych oddziałów posiłkowych, które musiał wpośpiechu reorganizować.W ich skład wchodziły resztki rozproszonychjednostek niemieckich i estońskie pospolite ruszenie  w cywilnychubraniach, z opaskami na rękawach  które przybyło w całkowitym nieładzie,zle uzbrojone, otoczone żonami, na zakurzonych drogach spływające potem zezmęczenia i strachu.Generał Wagner rozsądnie postanowił zatrzymać kolumnęna północ od Dorpatu i najpierw zbadać teren i przestudiować mapęsytuacyjną.***Nasze ciężarówki zatrzymały się w wiosce noszącej nazwę Maria Magdalena.Oświcie obudził nas łącznik: musieliśmy natychmiast ruszać naprzód.ZDorpatu jedna szosa prowadziła na południowy wschód, w kierunku Pskowa,druga zaś szła na południowy zachód, w kierunku Rygi.Rozmieściłem sześćwysuniętych stanowisk w odległości dwudziestu pięciu kilometrów od Dorpatui od rzeki Embach, w trójkącie wyznaczonym przez te dwie drogi.Nigdyjeszcze nie mieliśmy tak niejasnego zadania.Zapytałem, co znajduje siępomiędzy moimi nieszczęsnymi stanowiskami, a nacierającą masą Sowietów.Odpowiedz była rozbrajająca: teoretycznie dwie dywizje, w praktyce nic onich nie było wiadomo; uszły najprawdopodobniej w kierunku zachodnim, wstronę Rygi. W każdym razie  dorzucono  nie liczcie na nie i bądzcieczujni".Być gotowym zamknąć z kilkoma garściami żołnierzy odcinek szerokiw prostej linii na czterdzieści kilometrów? Pozostała część frontu byłaimprowizowana w podobny sposób.Kampfgruppe Wagner wysłała na spotkaniewroga patrole zwiadowczych pojazdów opancerzonych.Te dzień i nocpatrolowały liczne szlaki którymi sunęły do przodu sowieckie czołówki.***Wróg zamiast wniknąć pomiędzy dwie główne drogi zaatakował od frontu,odsuwając się nieco od jeziora Pejpus i głównej drogi Psków-Dorpat.Szukając najsłabszego punktu znalazł go na wschód od tej drogi.19sierpnia 1944 roku przerwał front na szerokości dziesięciu kilometrów iwdarł się w głąb na osiem kilometrów, w odległości zaledwie strzału zkarabinu od naszego lewego skrzydła.Ciężarówki nadjechały w tej samejchwili, co łącznik na motocyklu, który przywiózł mi rozkaz do natarcia.Opiątej wieczorem miałem zaatakować wszystkimi siłami, jakie posiadałem, zzachodu na wschód w poprzek wyłomu stworzonego przez Sowietów.Nacierająceze wschodu na zachód oddziały niemieckie powinny spotkać się z nami wpołowie drogi.Mieliśmy połączyć się w wiosce Paczka, położonej niedalekowiatraka, wznoszącego się na szczycie odkrytego wzniesienia.Miały naswspierać cztery czołgi.Czekała nas wspaniała walka.Wróg przeszedł zimpetem przez lukę we froncie.Jeśli nasz kontratak powiedzie się, jegoofensywa zostanie spowolniona na wiele dni.Lecz potrzebowaliśmy trochęczasu.Niemieccy saperzy i tysiące cywili budowali w pośpiechuufortyfikowaną linię, która miała rozciągać się w formie półksiężyca wodległości około ośmiu kilometrów na południe od Dorpatu.Dowództwo chciałoutworzyć tam przyczółek, który mocno broniłby dostępu do miasta.Skrzydłazapory miały opierać się na na rzece Embach, głębokiej, naturalnej osłonie.Jednak budowa umocnień nie została ukończona.Posiłki były dopiero wdrodze.Mogły dotrzeć na pozycje dopiero za kilka dni.Poranne natarciedoprowadziło wroga zaledwie kilka kilometrów od robót.Jutro lub pojutrzeRosjanie przejdą je, jeśli silny kontratak nie powstrzyma ich rozmachu.***O czwartej po południu ciężarówki wyładowały moich ludzi sześć kilometrów odPaczki.Miałem do dyspozycji młodych wspaniałych oficerów, którzy niedawnoukończyli szkołę wojskową w Bad Tolz w Bawarii.Niecierpliwie czekali na okazję, by się wykazać.Nasze czołgi czekały ukryte w sadzie jabłoni.Ustaliłem plan ataku.Mieliśmy ruszyć dokładnie o godzinie piątej w asyścieczterech czołgów.Kompanie miały natychmiast zająć pozycje, unikającodkrycia.Wróg zajmował stanowiska kilometr od nas.Wyznaczyłem każdemudowódcy kompanii pozycję wyjściową do ataku.Nasi żołnierze przemykalipochyleni przez dojrzałe zboże, które w upalne popołudnie schło w słońcu.Wiatrak w PaczceMinuty które dzielą od walki wręcz są zawsze ciężkie do zniesienia.Iluspośród tych wszystkich chłopców będzie pózniej leżeć na ziemi z szerokorozwartymi oczami? Ilu będzie próbowało, czołgając się we własnej krwi,uciec przed serią z broni maszynowej? Słyszeliśmy odgłosy zbliżających siężołnierzy.Rosjanie musieli już widzieć wieże Dorpatu.Wioska Paczka, nawzniesieniu, wydawała się silnie obsadzona.Przeczołgałem się do miejscaporośniętego ostrokrzewem i stamtąd śledziłem przez lornetkę postępySowietów.Spory oddział bolszewików, wspierany przez artylerię, zajmowałobie strony drogi, którą rozkazano nam opanować na długość pięciukilometrów.Teren był całkowicie odsłonięty.Ale wzgórza, które wrógzajmował po lewej i prawej stronie były zalesione.Moi żołnierze leżeliukryci w rowach i w zbożu, cisi, nieruchomi jak pnie drzew.O piątejzbliżyłem się do czołgów: nasi ludzie uformowali się i skokami ruszylinaprzód.Na dzwięk czołgów sunących po równinie pozycje wroga zafalowały.%7łołnierze sowieccy rozbiegali się do okopów, dział, granatników.Jeden zrosyjskich oficerów, prawdziwy kolos, stanął wyprostowany, doskonalewidoczny na szczycie wzniesienia i zaczął wydawać rozkazy, zupełnielekceważąc niebezpieczeństwo.Pierwsze pociski z naszych czołgów trafiłyprosto w środek wiatraka.Rosyjski oficer nawet nie drgnął.Wszystkiesąsiednie domy wylatywały w powietrze, jeden za drugim.Gigant stałniewzruszony.Kiedy dym się rozproszył nadal go widzieliśmy, stał jakgranitowy posąg.Nasze kompanie wspinały się po zboczu.Lawina żelastwaspadła na nasze czołgi.Sowieckie karabiny maszynowe znaczyły stokzygzakami.Jeden z czołgów został trafiony bezpośrednio, ale nadal strzelał.Nasi żołnierze pokonali pędem dziewięćset metrów niewielkiego wzniesienia.Wiatrak był zaciekle broniony.Zdołało do niego dobiec dwóch oficerów.Obydwaj padli na progu budynku, jeden zginął natychmiast, drugi zostałciężko ranny.Ale kompania przeszła po ich ciałach.Potem przyszła kolejrosyjskiego giganta: wiatrak był nasz.Druga kompania, która wspinała sięod prawej strony, ruszyła na wrogie stanowiska z takim samym impetem iponiosła podobne straty.Jej dowódca został raniony trzy razy.Nie mógł iśćdalej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl
  • clude("s/6.php") ?>