X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Li�czyło się teraz.Ta chwila.Dzisiaj.Nie zauważyłyśmyupływu czasu.Ledwie dostrzegłyśmy zachód słońcai wschód księżyca.Nie czułyśmy, jak wieczorna bryzachłodzi nasze skóry.Nie docierało do nas nic, nic niesłyszałyśmy, nic nie widziałyśmy.Liczyły się tylko histo�rie, dzwięki i wizje naszych umysłów, które wypełniały�śmy wizerunkami drugiej osoby.Innym może się to wy�dać nieważne.Dla mnie znaczyło aż za wiele.Wystarczy, kiedy powiem, że tej nocy część mnie za�znała spokoju i wolności.Podobnie jak - czułam to pod�świadomie - część Jenny-May.Nigdy tego sobie nie po�wiedziałyśmy, ale obie wiedziałyśmy to doskonale. Rozdział 53Helena krzyknęła do nas, że musi wracać do wioski napróbę generalną.Przed pożegnaniem przysunęłyśmy siędo siebie z Jenny-May i uśmiechnęłyśmy do aparatu fo�tograficznego, który trzymałam w wyciągniętej ręce.Zrobiłam nam zdjęcie i wsunęłam je do kieszeni bluzki.Jenny-May odrzuciła zaproszenie na przedstawienie.Wolała zostać w domu z rodziną.Obiecałyśmy sobie, żeznów się spotkamy, ale nie umówiłyśmy się na konkret�ny dzień - nie z powodu jakichś zaszłości, bo czułyśmy,że wszystko zostało wyjaśnione bez słów, zrozumiane,zapomniane.Wystarczała mi świadomość, że Jenny--May jest tutaj.Ona zapewne czuła to samo w stosunkudo mnie.Czasem to wszystko, czego ludzie potrzebują.Wiedzy.Pożyczyłyśmy od Jenny-May latarkę, ponieważ słoń�ce schowało się już za drzewami i w lesie zapanowałzmrok.Helena poprowadziła nas z powrotem do wioski.Wędrowaliśmy jakiś czas w ciemnościach, wreszcie do�strzegliśmy przed sobą migotanie świateł.Nieprzytom�na ze szczęścia, wyciągnęłam z kieszeni zdjęcia, chcącim się przyjrzeć jeszcze raz.Wyjęłam dwa i sięgnęłam potrzecie.Nie było go.384 - O nie! - jęknęłam, zatrzymując się i rozglądając do�okoła.- Co się stało? - Bobby poprosił Helenę, żeby się za�trzymała.- Zginęło mi zdjęcie z Jenny-May.- Zaczęłam się co�fać w kierunku, z którego przyszliśmy.- Zaczekaj, Sandy.- Bobby ruszył za mną, patrzącuważnie na ścieżkę.- Idziemy już dobrą godzinę.Zdję�cie może być gdziekolwiek.Naprawdę musimy wrócićdo wioski przed rozpoczęciem próby.Już i tak jesteśmyspóznieni.Możesz jej zrobić drugie zdjęcie jutro, zadnia.- Nie, nie mogę! - warknęłam, wytężając wzrokw świetle księżyca, usiłując dostrzec cokolwiek na dro�dze.Helena, która do tej pory się nie odzywała, podeszłabliżej.- Upuściłaś je?Na dzwięk tych słów przystanęłam i spojrzałam nanią.Była bardzo poważna.- Tak przypuszczam.Wątpię, żeby wyskoczyło samoz kieszeni i uciekło.- Wiesz, o czym mówię.- Nie, nie, musiałam je upuścić.Nie ma zapięcia, wi�dzisz? - Pokazałam im, jak płytka jest kieszeń na piersi.-Idzcie sami, a ja się tu przez chwilę rozejrzę.Wyglądali na niezdecydowanych.- Jesteśmy tylko pięć minut od wioski.Widzę dobrzedrogę, to naprawdę blisko.- Uśmiechnęłam się.- Nicmi się nie stanie.Muszę znalezć zdjęcie, a potem przyjdęprosto do ratusza na próbę.Obiecuję.Helena przyglądała mi się dziwnie, wyraznie rozdar�ta między chęcią pomocy a koniecznością powrotu napróbę.- Nie zostawię cię tutaj samej - oświadczył Bobby.385 - Proszę, Sandy, wez latarkę.My z Bobbym poradzi�my sobie bez światła.Rzeczywiście jesteśmy już blisko.Wiem, że to dla ciebie ważne, żeby znalezć tę fotografię.Wręczyła mi latarkę.Wydawało mi się przez chwilę,że widziałam w jej oczach łzy.- Helena, przestań się zamartwiać! - Roześmiałamsię.- Nic mi nie będzie.- Wiem, kochanie.- Pochyliła się, przytuliła mnieszybko i pocałowała w policzek.- Bądz ostrożna.Bobby uśmiechnął się do mni e ponad ramieniemHeleny.- Przecież Sandy nie umrze - powiedział.Helena uderzyła go żartobliwie po głowie.- Chodz ze mną.Musisz przynieść do ratusza kostiu�my, i to jak najszybciej! Obiecałeś je dostarczyć wczoraj!- Tak, ale to było, zanim ta tutaj żeńska wersja Davi-da Copperfielda została wezwana na zebranie radymiejskiej! - zaczął się bronić.Helena spojrzała na niegosurowo.- Dobrze, dobrze! - Odsunął się od niej.- Mamnadzieję, że znajdziesz swoje zdjęcie, Sandy.- Mrugnąłdo mnie i podążył za Heleną w stronę wioski.Słysza�łam, jak się droczą, a w końcu ich głosy ucichły, kiedyznalezli się między pierwszymi zabudowaniami.Natychmiast zawróciłam i zaczęłam przeszukiwaćdrogę przed sobą.Pamiętałam mniej więcej, którędyszliśmy.Przeważnie była to dość szeroka bita droga,rzadko skręcaliśmy w inną.Z oczami wbitymi w ziemięruszyłam z powrotem w głąb lasu.Helena i Bobby krzątali się za kulisami, robiąc poprawkiw kostiumach, wymieniali w ostatniej chwili zepsutesuwaki, naprawiali rozprute szwy, przerabiali tekst zezdenerwowanymi aktorami i dodawali otuchy spaniko�wanej załodze.Wreszcie Helena pobiegła, żeby zająć386 miejsce na sali obok Josepha, zanim zacznie się przed�stawienie.Po raz pierwszy od godziny w końcu się roz�luzniła.- Sandy przyszła z tobą? - spytał Joseph, rozglądającsię dookoła.- Nie.- Helena patrzyła przed siebie.Nie chciałaspojrzeć mężowi w oczy.- Została w lesie.Joseph chwycił ją za rękę.- Na wybrzeżu Kenii, skąd pochodzę, jest las zwanyArabuko-Sokoke - wyszeptał.- Tak, opowiadałeś mi o nim - odparła Helena.- W lesie mieszkają kobiety kipepeo, pasterki motyli,które opiekują się lasem.Helena spojrzała na niego, wreszcie dowiadując się,co oznacza to słowo.Joseph uśmiechnął się do niej.- Znane są jako strażniczki lasu.- Sandy została w lesie, żeby odnalezć zdjęcie, naktórym jest z Jenny-May.Sądziła, że gdzieś je upuściła.Oczy Heleny wypełniły się łzami.Joseph ścisnął moc�niej jej dłoń.Kurtyna się rozchyliła.Czasami zdawało mi się, że widzę lśnienie papieru foto�graficznego w świetle księżyca.Schodziłam wtedyz drogi i przeszukiwałam poszycie, strasząc światłemlatarki małe ptaki i nocne zwierzątka.Po pół godziniebyłam pewna, że powinnam już dojść do pierwszej po�lany.Powiodłam latarką dookoła, szukając znajomegowidoku.Otaczały mnie tylko drzewa, drzewa i jeszczewięcej drzew.Zdawałam sobie sprawę, że teraz szłamo wiele wolniej, więc może jeszcze nie dotarłam namiejsce.Postanowiłam iść dalej, w tym samym kierun�ku.Było już bardzo ciemno, nad głową pohukiwały so�wy, a w krzakach szeleściły nocne stworzenia, zdziwio-387 ne moją obecnością w miejscu, do którego nie należa�łam.Nie zamierzałam tu zostać dłużej, niż musiałam.Zadrżałam, czując chłód nocy.Poświeciłam latarkąprzed siebie.Uznałam, że zgubiłam zdjęcie znaczniebliżej domu Jenny-May, niż sądziłam.- Gdzie ja jestem? - Na scenie pojawiła się Orla Keaneucharakteryzowana na Dorotkę Gale.Rozejrzała się poratuszowym holu, który dziś zmienił się w salę teatral�ną [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ines.xlx.pl